Zamknij

Tej fali już nie powstrzymacie. Dlaczego czeka nas powtórka z czarnego listopada?

12:48, 17.03.2021 P.B Aktualizacja: 12:48, 17.03.2021
Skomentuj

„Wiosną 2021 roku czegokolwiek rząd nie ogłosi, ludzie będą kierować się już tylko własną racjonalnością. Nawet fala zgonów nas nie ruszy. Możemy mieć pełny lockdown, możemy mieć zaostrzenie obostrzeń w regionach, możemy też nie wprowadzić żadnych zmian. To już bez znaczenia, bo społeczeństwo nie zmieni swoich wzorców zachowań, nawet jeśli ta filozofia „zdrowego rozsądku” przy specyfice brytyjskiego wariantu koronawirusa kompletnie nie zdaje egzaminu.

Fala ruszyła miesiąc temu i zatrzymanie jej w tym momencie jest praktycznie niemożliwe. Chyba, że po przeczytaniu tego tekstu zdecydujecie się do Świąt radykalnie ograniczyć swoją aktywność społeczną. Sytuacji to radykalnie nie zmieni, ale może pozwoli uratować kilka istnień ludzkich. Może nawet Wasze” – Marcin Kędzierski pisze o negatywnych prognozach na trzecią falę pandemii w Polsce.

Spojrzenie wstecz było mi potrzebne po to, aby pokazać, że teraz możemy już tylko czekać, aż po raz drugi w przeciągu kilku miesięcy wpadniemy w głębinę. Bo to, że te nadmiarowe zgony będą, nie ulega już dla mnie wątpliwości. Mam świadomość, że w pandemii nie da się uratować wszystkich, ale obawiam się, że znów będzie ich dużo za dużo. Za wcześnie jeszcze, by oszacować, jak potężna jest głębina, w której za chwilę się znajdziemy. Widać już jednak dwie przesłanki, że po „czarnej jesieni” nadejdzie „czarna wiosna”.

Po pierwsze, liczba osób hospitalizowanych dochodzi do ściany. A musimy pamiętać, że obecnie do szpitali trafiają osoby, które zostały zdiagnozowane kilka dni temu, kiedy średnia dobowa liczba nowych ZDIAGNOZOWANYCH przypadków wynosiła nie 17, ale 13 tysięcy.

Co więcej, według prognoz ta liczba będzie jeszcze rosła przez kilkanaście dni i może dojść do 25-30 tys. dziennie. To nieco mniej niż jesienią, bo wówczas, choć przypadków było 25 tys. dziennie (szczyt 11 listopada), to odsetek testów pozytywnych dobijał do 50%. Obecnie nie przekracza 30%. Ale to marne pocieszenie dla osób, które mają problemy z oddychaniem i nie będzie im dane skorzystać z tlenoterapii.

W ramach ćwiczenia załóżmy, że dla najbliższych dwóch tygodni (do końca marca) średnia dobowa wyniesie 20 tys. nowych zdiagnozowanych przypadków, co daje nam 280 tysięcy osób. Załóżmy, że hospitalizacji będzie wymagać 10% z nich. Jeśli dodać jeszcze przypadki z ostatnich dni można zaryzykować hipotezę, że do Wielkanocy hospitalizacji będzie potrzebować ponad 30 tys. osób, a tyle miejsc w tym czasie na pewno się nie zwolni. Zwłaszcza, że w sumie jest ich niewiele ponad 20 tysięcy.

Po drugie, ta fala będzie miała nieco inny przebieg niż jesienią. Wtedy szła od południowego wschodu na północny zachód, a dziś rozwija się ogniskami w różnych częściach kraju. To jednak nie wszystko. Można już zaryzykować hipotezę, popartą zresztą wieloma badaniami, że brytyjski wariant koronawirusa jest znacznie bardziej zaraźliwy, a także – i to o wiele gorsza wiadomość – także znacznie bardziej śmiercionośny. Ryzyko śmierci nie wyklucza tym razem osób w średnim wieku, które dotychczas mogły czuć się w miarę bezpieczne.

To zaś oznacza, że najprawdopodobniej nie będzie szybkiego spadku liczby zachorowań. Zamiast ostrego szczytu należy się raczej spodziewać łagodnie opadającego zbocza, co jedynie wydłuży okres obciążenia służby zdrowia. To zaś przełoży się nie tylko na więcej zgonów COVID-owych, ale także dłuższy paraliż szpitali, odwlekanie diagnostyki, zabiegów etc. Im dłuższa fala, tym bardziej tragiczne, długofalowe skutki dla zdrowia publicznego.

Na razie liczba zgonów zaczęła powoli rosnąć. Widać wyraźnie trzytygodniowe przesunięcie od początku fali. Te liczby jednak już teraz robią wrażenie – to prawie 2000 osób tygodniowo. Patrząc jednak na tak zwany case-fatality rate (CFR), czyli odsetek oficjalnych zgonów w relacji do zdiagnozowanych przypadków, od kilku dni wskaźnik ten zaczął wyraźnie spadać. Nie jest to jednak powód do optymizmu – jesienią był to sygnał, że potencjał służby zdrowia został przekroczony. Te „brakujące” zgony najprawdopodobniej zobaczymy bowiem z opóźnieniem w danych z urzędów stanu cywilnego.

Chciałbym ten tekst zakończyć jakimś optymistycznym akcentem, rekomendacją lub choćby wezwaniem do działania władz. Niestety, pozostaje nam czekać na nieuniknione. Chyba, że po przeczytaniu tego tekstu zdecydujecie się do Świąt radykalnie ograniczyć swoją aktywność społeczną. Sytuacji to radykalnie nie zmieni, ale może pozwoli uratować kilka istnień ludzkich. Może nawet Wasze.

Czytaj dalej tutaj

[PORADA]

Autor: dr Marcin Kędzierski

Główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Stały autor portalu opinii Klubu Jagiellońskiego oraz stały współpracownik czasopisma idei „Pressje”. Adiunkt w Katedrze Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Były prezes Klubu Jagielońskiego oraz dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec piątki dzieci, radny sołecki i działacz wiejski.

[ALERT]1615981554046[/ALERT]

(P.B)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%