Zamknij

Tadeusz Gawrysiak: Inflacja to dodatkowy ukryty podatek

17:24, 11.10.2023 Tadeusz Gawrysiak Aktualizacja: 20:35, 18.10.2023
Skomentuj

Na temat obecnej inflacji (drożyzny) napisano tak wiele przez ekonomistów, polityków dziennikarzy, że zwykły mieszkaniec kraju może dostać zawrotu głowy. Jedni mówią tak inni siak, jedni, że jest bardzo dobrze, inni, że jest bardzo groźnie, celują w tym szczególnie politycy w zależności po której stronie sceny politycznej stoją. Zaraz przypomina mi się pytanie zadane Chrystusowi przez Żydów – komu mamy wierzyć tobie czy faryzeuszom? Jezus spokojnie im odpowiedział – po owocach ich poznacie – myślę, że to pragmatyczne kryterium prawdy nic się nie zestarzało i nadal jest aktualne.

Wracając do tematu obecnej inflacji, najpierw powinniśmy zastanowić się, jaka ona rzeczywiście jest i czy w pełni możemy polegać na danych podawanych przez GUS. Na początku tego roku poinformowano, że do obliczenia wysokości inflacji w tym roku przyjęto nieco inny koszyk towarów i przypisano im inne wagi niż w roku poprzednim. Ważną rolę odgrywa również procent składany inflacji, nazywany inflacją skumulowaną. Dla ilustracji weźmy towar spożywczy, który dwa lata temu kosztował 100 zł. Jeśli w ubiegłym roku podrożał o 40%, a w tym roku o kolejne 10%, to obecnie kosztuje on 154 zł. Czy jest to teraz tanie czy drogie? Oczywiście, że drogie. Cena w wyniku tegorocznej 10% inflacji nie jest wcale niska, w przeciwieństwie do tego, co próbuje nam wmówić prezes NBP.

Innym przykładem manipulacji cenowej na stacjach paliw jest różnica w cenach oleju napędowego i benzyny. Niedawno cena baryłki oleju napędowego na światowych rynkach wynosiła około 72 dolary za baryłkę (182 l.), a w Polsce na stacjach za litr oleju płaciliśmy 7 zł. Teraz, gdy baryłka kosztuje około 94 dolary, na stacji płacimy 5,99 zł. To prawdziwy cud na stacjach. Wszyscy biją brawo, a obcokrajowcy przyjeżdżają do nas tankować. Politycy wraz z Obajtkiem chwalą się tym wszędzie. Rzeczywiście, jest powód do radości. Jednak jest pewien problem: na naszych stacjach zaczyna brakować oleju napędowego. Martwi mnie też, że jeśli zabraknie benzyny, to jak dojadę na wybory? Widać już, że konieczne będzie podniesienie cen paliw, co spowoduje wzrost inflacji. Ale nadal zastanawiam się, dlaczego gdy baryłka kosztowała 72 dolary, a na stacji płaciliśmy 7 zł, państwowy monopol pobierał od nas zbyt wysoką marżę. Powinniśmy dostać zwrot nadpłaty! Podobny mechanizm obowiązuje w handlu węglem, nawozami, prądem, gazem, materiałami budowlanymi itp. Na przykład węgiel w Amsterdamie jest znacznie tańszy niż w Polsce. Podobnie jest z prądem - u nas jest jednym z najdroższych w Europie.

Aby dokładnie porównać rzeczywistą wielkość inflacji i zobaczyć, jak często różni się od tej podawanej przez GUS, przyjrzyjmy się cenom najbardziej podstawowych dóbr, które kupuje przeciętny Kowalski. Chodzi o żywność, paliwo, prąd, czynsz, metr kwadratowy mieszkania oraz cenę nowego samochodu. Ich ceny są obecnie znacznie wyższe niż dwa czy trzy lata temu. Na przykład cena cukru wzrosła z 3 zł do 6 zł. Chleb, mięso, olej, masło i nabiał również podrożały. Co więcej, ceny produktów spożywczych w tym roku są podawane bez VAT-u, a opłaty komunalne czy prąd (cena jest zaniżona tylko w roku wyborczym) wzrosły o około 50%.

Innym przykładem manipulacji cenowej są obecne ceny towarów rolnych w Polsce, takich jak zboże, rzepak czy kukurydza. Kiedy od lipca 2022 roku Polskę zaczęły zalewać towary rolne z Ukrainy, ceny skupu tych produktów w kraju spadły do poziomu sprzed pandemii. Jednak ceny w sklepach wzrosły o około 50% i utrzymują się na tym poziomie do dziś. Nie chcę podawać konkretnych liczb, aby nie nużyć czytelników zbytnio (choć mogę dostarczyć szczegółowe dane na życzenie). Ówczesny minister rolnictwa zachęcał rolników, aby nie sprzedawali swoich towarów, przewidując ich wzrost cen. Tymczasem środki do produkcji rolnej w tym okresie wzrosły o kilkaset procent (nawozy, węgiel itp.), by ostatecznie spaść do około 100% i utrzymać się na tym poziomie do dziś.

Obecny minister rolnictwa zdecydowanie potępiał podmioty, które skupowały ukraińskie zboże bez odpowiedniego certyfikatu. Zapowiadał również ujawnienie listy firm, które zajmowały się tym procederem. Jednak kiedy okazało się, że wśród skupujących znajdują się prawdopodobnie także firmy państwowe, w tym największy Eleware, który miał skupować zboże od polskich rolników, minister nagle stracił zapał do publikacji tej listy i nie chciał już ścigać tych firm przez prokuraturę. Cena zakupu ukraińskiego zboża była atrakcyjna, wynosząc 800 zł za tonę, podczas gdy polskie zboże kosztowało około 1600 zł za tonę.

W związku z tym nasuwają się dwie refleksje. Po pierwsze, czy rząd zdaje sobie sprawę z pojęcia dumpingu? Jeśli na wolnym rynku konkurują ze sobą towary o tak różnych kosztach produkcji, polskie rolnictwo nie ma szans w tej rywalizacji. Po drugie, skoro rząd potrafił sprowadzić ukraińskie produkty rolne za połowę ceny obowiązującej w Polsce, dlaczego nie jest w stanie sprowadzić środków do produkcji (nawozów, węgla, prądu itp.) za połowę ceny polskiej? Do tego dochodzi katastrofalna susza w rolnictwie, która sprawia, że nie ma ani towaru, ani odpowiedniej ceny. Wielu rolników stoi przed perspektywą finansowej katastrofy. Zmiany klimatyczne będą postępować, więc władze rządowe i gminne nie mogą biernie przyglądać się tej sytuacji. Samo zbieranie deszczówki nie wystarczy. W najbliższym czasie w portalu "Moja Kruszwica" postaram się opublikować artykuł na temat działań, które możemy podjąć, aby złagodzić niedobór wody w naszej gminie.

Wysokość inflacji w Polsce można również dobrze określić, obserwując wartość złotówki w czasie. Przykładowo, mieszkanie deweloperskie o powierzchni jednego metra kwadratowego w atrakcyjnej lokalizacji w Inowrocławiu w budynku trzypiętrowym z windą, wykonane z wysokiej jakości materiałów i dobrze ocieplone, trzy lata temu kosztowało około 5 tys. zł, a wykończenie dodatkowe 2 tys. zł. Obecnie taki sam metr kwadratowy kosztuje ponad 8 tys. zł, a wykończenie wraz z meblami to minimum 3 tys. zł. Drugi przykład dotyczy zakupu nowego samochodu, np. Opel Astra 5. Trzy lata temu można było go nabyć za nieco poniżej 60 tys. zł z dobrym wyposażeniem. Teraz ten sam model kosztuje około 120 tys. zł. Przeciętna płaca w Polsce trzy lata temu wynosiła 3,7 tys. zł netto, a obecnie to 5,1 tys. zł netto. Warto zastanowić się, na co obecnie wystarcza przeciętna płaca.

Do tego trzeba dodać bardzo wysokie oprocentowanie banków, ponieważ niewielu stać na zakup za gotówkę. Na przykład, w Niemczech trzy lata temu można było kupić mieszkanie z niewielkim wkładem własnym, korzystając z kredytu o stałej stopie procentowej 3% plus prowizja. Obecnie nie znam warunków, na jakich niemieckie banki udzielają kredytów mieszkaniowych. Różnica w cenach samochodów sprzed trzech lat a teraz również pokazuje, jak wysoka jest roczna stopa inflacji.

Omawiając problem inflacji w Polsce, warto zastanowić się nad jej przyczynami. Można wskazać kilka: pierwsza to pandemia COVID-19, druga to konflikt na Ukrainie. Obie są przyczynami zewnętrznymi, na które żaden rząd nie miałby większego wpływu. Chociaż reakcja rządu na pandemię była w pewnym stopniu niewłaściwa, nie można było bezrefleksyjnie rozdawać firmom dużej ilości pieniędzy. Często firmy, które nie potrzebowały wsparcia, sztucznie zwiększały koszty i wstrzymywały przychody, wykazując w rezultacie straty. Dwie kolejne przyczyny są wewnętrzne i za nie odpowiada wyłącznie rząd oraz NBP: masowe drukowanie "pustych" złotówek oraz nieodpowiedzialna polityka finansowa państwa.

Skutki tych działań są widoczne. Jak można bezmyślnie drukować miliardy złotych poza budżetem bez pokrycia w produkcji i usługach i myśleć, że to nie wpłynie na budżet państwa i obywateli? Według ministra finansów p. Rzeczkowskiej, budżet Polski na 2024 rok ma wynieść nieco ponad 600 mld złotych bez deficytu. W przyszłym roku rząd planuje emisję obligacji na 286 mld zł, z czego ponad 60 mld zł ma być przeznaczone na spłatę odsetek od dotychczasowego długu. Reszta ma służyć do spłaty głównych rat dotychczasowych długów (tzw. rolowanie długu). To stanowi prawie połowę budżetu państwa, a same odsetki to 1/10 budżetu. Wszystko to nakręca inflację, która dotyka każdego z nas.

Rozważając inny aspekt sprawy, warto zwrócić uwagę na planowane zakupy dwóch elektrowni jądrowych, 500 systemów HIMARS, czołgów amerykańskich i koreańskich, systemów Patriot, helikopterów oraz samolotów F-35. Te zakupy będą kosztować miliardy dolarów, które trzeba będzie spłacić w twardych walutach. Jak rząd zamierza to zrobić, skoro nie ma odpowiednich rezerw walutowych?

Podsumowując, pierwsze dwie przyczyny odpowiadają za około 50% inflacji, a pozostałe dwie za drugie 50%. Ktoś mógłby zapytać, skąd takie kategoryczne twierdzenia i gdzie są dowody? Średnia inflacja w Unii Europejskiej jest o połowę niższa niż w Polsce. Na przykład, w Holandii wynosi 0%, w Szwajcarii 2%, w Grecji 3%, a w krajach nadbałtyckich jest już niższa niż w Polsce. Nawet w Rosji wynosi tylko 3%. A przecież te kraje również doświadczyły pandemii i odczuwają skutki konfliktu na Ukrainie.

To jest prosty przepis na przyszłą katastrofę finansową dla naszych dzieci i wnuków. Mam do naszego wojewódzkiego przedstawiciela Rządu, czy czuje się odpowiedzialny za taką politykę finansową i stan naszej gminy i państwa? Co nam wtedy zostanie, czy wspólnie z ojcem z Torunia śpiewanie la - la - la.

[ZT]26245[/ZT]

[ZT]26234[/ZT]

[ZT]26217[/ZT]

(Tadeusz Gawrysiak)

Internauta

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

swój chłopswój chłop

0 0

Tadeusz wracaj na burmistrza. 13:49, 21.10.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%