Zamknij

Nieoczywiste porażki, zwycięstwa i znaki zapytania. 10 powyborczych refleksji

13:12, 21.10.2023 Paweł Musiałek Aktualizacja: 13:18, 21.10.2023
Skomentuj

Kiedy emocje po wynikach wyborów już trochę opadły, a opinia publiczna żyje kreowaniem składu nowego rządu, nadszedł dobry czas na podsumowanie. Skąd tak słaby wynik Konfederacji? Co teraz z PiS-em? Kto jest prawdziwym zwycięzcą tych wyborów? Zapraszam do krótkiego podsumowania.

Kampania

W tej kampanii teoretycznie działo się bardzo dużo. Jeśli jednak popatrzymy na nią z odpowiedniej perspektywy czasowej, to okaże się, że nie zmieniła ona praktycznie nic. Jeśli potraktujemy czas trwania kampanii wyborczej szerzej i obejmiemy tym okresem cały ostatni rok, a nie tylko kilka ostatnich tygodni formalnie trwającej kampanii, to okaże się, że sondaże przez ten czas prawie nie drgnęły.

Rok temu PiS w średniej sondażowej gromadzonej przez Politico miał 36%, KO – 29%, Polska 2050 – 12%, Lewica – 8%, Konfederacja – 7%, PSL – 5%. Polacy mają więc coraz bardziej ugruntowane poglądy, które z coraz większym trudem się zmieniają.

Jeśli zawęzimy punkt odniesienia do ostatniego etapu kampanii, dostrzeżemy, że zmiana w stosunku do okresu poprzedzającego kampanię polegała na bardzo dużej mobilizacji anty-PiS-u i słabej mobilizacji PiS-u, co przełożyło się na finalne zwycięstwo KO-Lewicy-TD. Kluczowymi wydarzeniami były z pewnością udane marsze organizowane przez KO, które dawały opozycji wiarę w zwycięstwo.

PiS

PiS przegrał te wybory już w 2020 r. podczas protestów przeciw wyrokowi TK w sprawie aborcji. Wówczas partia straciła prawie 10 p.p. poparcia, które dawało jej w 2019 r. samodzielną większość, i nigdy już tych go nie odzyskała. Gdyby wybory odbywały się pod koniec 2020 r., wynik byłby taki sam jak teraz.

Teoretycznie nikt nie powinien być zaskoczony, że PiS przegrał wybory. Właściwie od 3 lat wszystko na to wskazywało, szczególnie że Konfederacja deklarowała od dawna, że nie wejdzie w koalicję z ugrupowaniem Kaczyńskiego. Fakt, że do końca nie mogliśmy być tego pewni, wynika nie tyle z sondaży, co przekonania, że być może któraś z kolejnych afer lub działań kampanijnych PiS-u przechyli szalę w jedną bądź drugą stronę. Ostatecznie tak się nie stało.

Wydaje się, że wyborcy PiS-u są bardzo odporni na kolejne afery. Niestety partia Kaczyńskiego nie zdołała odzyskać utraconych wyborców w 2020 r. promocjami na Orlenie czy referendum, które ostatecznie nikogo do PiS-u nie przekonało.

Nieskuteczność w odzyskiwaniu swoich wyborców z 2019 r. zapewne wiązała się z neutralizacją w kampanii głównego przekazu, na którym PiS chciał zwiększyć poparcie, czyli tematyki bezpieczeństwa. Był to efekt rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą, afery wizowej i dymisji generałów.

Żadne z wyżej wymienionych wydarzeń nie zmniejszyło poparcia, ale uniemożliwiło przyciągnięcie starych/nowych wyborców, którzy zostali w domu lub skierowali swój głos na Trzecią Drogę. PiS przesadził także z oparciem swej kampanii na przekazie negatywnym. Poza „straszeniem Tuskiem” brakowało pozytywnej narracji, która byłaby w stanie zmobilizować ekswyborców.

Symbolem obranego kierunku jest postawa premiera Morawieckiego w czasie debaty przedwyborczej, w której więcej mówił on o rządach PO sprzed dekady niż o planach na kolejną kadencję.

PO 

Zwycięzcą tych wyborów jest PO, a szczególnie Donald Tusk. Kiedy byłby premier przejmował kierownictwo partii ponad 2 lata temu, wówczas poparcie dla Platformy oscylowało w granicach 16%. Wiele osób zastanawiało się, czy Pl2050 Szymona Hołowni, która wówczas notowała poparcie o prawie 10% wyższe, na trwałe nie zdetronizuje Platformy.

Powrót Tuska pozwolił „na dzień dobry” odrobić straty, a następnie mozolnie budować coraz większe poparcie. Mimo że wielu wskazywało, że powrót Tuska będzie dla PiS-u korzystny, bo negatywny elektorat tego polityka jest potężny, to były (i zapewne przyszły) premier pokazał, że jest zdolny ponownie poprowadzić Platformę do władzy.

Wynik 31% jest dla KO dużym sukcesem. Ostatni raz takie poparcie partia notowała w 2015 r., kiedy na ostatniej prostej przed wyborami parlamentarnymi straciła głosy na rzecz Kukiza. Nigdy więcej nie przekroczyła wyraźnie progu 30% poparcia.

Jednak, biorąc pod uwagę poparcie Platformy Obywatelskiej w latach 2007-2015, widać, że do okresu świetności jest jej jeszcze daleko. Warto przypomnieć, że PiS, wygrywając wybory w 2015 r., osiągnął poparcie, którego nigdy wcześniej nie miał, gdy był w opozycji ani w okresie rządów 2005-2007. Pokazuje to, że zyskał nowych wyborców.

PO jedynie odzyskała starych, a i tak nie wszystkich. Sufit nad PO i Tuskiem spowodował, że przejęcie władzy było możliwe tylko w sytuacji bloku koalicyjnego. Pytanie, czy ten sufit da się podnieść w czasie sprawowania władzy, pozostaje otwarte.

Trzecia Droga

Teza o tym, że największym wygranym wyborów jest Trzecia Droga, zgadza się tylko częściowo. Dlaczego? Rok temu Pl2050 i PSL miały odpowiednio 12% i 5% poparcia, czyli łącznie 17%. W wyborach uzyskały 14,5%. Oznacza to, że obie partie w czasie kampanii nie odzyskały nawet swojego „starego” elektoratu, co odnosi się głównie do Pl2050.

TD uzyskała taki wynik, na jaki wskazywały pierwsze sondaże dla tej koalicji w kwietniu bieżącego roku. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w wakacje poparcie notowane w sondażach spadło do 8%, okaże się, że finalny wynik należy uznać za bardzo dobry.

Wydaje się, że źródłem sukcesu TD na ostatniej prostej był dobry występ Hołowni w debacie w TVP oraz decyzja KO, aby ratować tę formację przed zejściem pod próg wyborczy. Mimo że odbyło się to kosztem dodatkowych głosów na KO, to możliwość przejęcia władzy jest wysoką rekompensatą za taką cenę.

Trzecia Droga również wykonała swoją pracę, przede wszystkim wzmocniła liberalny przekaz, co pozwoliło zabrać tlen Konfederacji. Na sukces w pozyskaniu wyborców partii Sławomira Mentzena złożyła się także skuteczna kampania podważania powagi tego ugrupowania.

Jednak obecne wybory to sukces przede wszystkim ludowców. O ile Hołownia jeszcze 2 lata temu samodzielnie zdobył 14% poparcia, to ludowcy rok temu notowali ledwo 5% w sondażach. Ostatecznie wprowadzili dużo więcej posłów, niż wskazywało na to ówczesne poparcie.

Tym samym kolejny raz PSL zdołał wejść w owocną koalicje z relatywnie młodą formacją, która pozbawiona efektu świeżości szukała nowego otwarcia. W 2019 r. sojusz z Kukizem pozwolił na dobry wynik. Tym razem była to Polska 2050. W obu przypadkach model współpracy był podobny. PSL wnosił pieniądze i struktury, a nowy partner swoich wyborców i poczucie świeżości.

Konfederacja

Tylko częściowo uprawniona jest teza o porażce Konfederacji. Trzecia Droga na ostatniej prostej wyprzedziła partię Mentzena i Bosaka, która notowała wysokie poparcie w zbyt dużym oddaleniu czasowym od wyborów i nie zdołała zatrzymać go do końca kampanii.

Niemniej wrażenie porażki Konfederacji wynika z punktu odniesienia, jakim były wysokie wyniki sondażowe de facto w okresie prekampanii. W perspektywie całego roku Konfederacja najpierw zyskała dodatkowych wyborców od Hołowni, a potem wróciła na stare pozycje, ostatecznie jednak zebrała dodatkowe 300 tys. głosów i kolejne mandaty.

Wśród źródeł wyniku rozczarowującego dla przedstawicieli partii wskazuje się czynniki, takie jak przejęcie wyborów liberalnych gospodarczo przez Trzecią Drogę oraz odpalenie przez Janusza Korwin-Mikkego tzw. protokołu 1%.

Formację osłabiało również to, że odeszli z niej politycy akceptowani przez „normalsów”, tacy jak Artur Dziambor, a na listach zamiast polityków uwiarygadniających Konfederację w oczach liberalnych gospodarczo ekswyborców PO pojawili się ludzie, delikatnie rzecz ujmując, ekscentryczni. Wyborczy „tlen” zabrał partii także PiS, który zaostrzył przed wyborami kurs wobec Ukrainy.

Zdaje się jednak, że były to kwestie wtórne wobec najważniejszego wyzwania, z jakim Konfederacja sobie nie poradziła. Było nim zarządzanie różnorodnością dotychczasowego elektoratu składającego się z narodowców, wolnościowców, braunistów oraz nowych wyborców, którzy na początku roku zaczęli odchodzić od Trzeciej Drogi.

Konfederacja powiększyła wówczas poparcie, ale nowi wyborcy okazali się zbyt trudni w utrzymaniu. Być może było to w ogóle niewykonalne, ponieważ między starymi wyborcami antyestablishmentowym „mindsetem” a nowymi „normalsami” istniała przepaść w wielu kwestiach, którą bardzo trudno przykryć hasłem niskich i prostych podatków.

Największym problemem Konfederacji mogą ostatecznie okazać się kwestie wewnętrzne. Przekaz kampanijny był wyraźnie zdominowany przez wątki liberalne gospodarczo, co z wielkim trudem akceptowali narodowcy. Dopóki przynosiło to sukcesy w sondażach, zaciskali zęby i robili dobrą minę do złej gry. Jednak wynik nieznacznie lepszy od uzyskanego 4 lata temu może oznaczać wzrost asertywności narodowców wobec frakcji Mentzena. Pojawia się pytanie, czy nie doprowadzi to do większych napięć w Konfederacji, a w rezultacie odpływu części posłów bądź rozpadu partii.

Lewica

Słodko-gorzki smak ma wynik Lewicy. Z jednej strony spadek poparcia i liczby mandatów w porównaniu z ostatnią kadencją musi martwić. Z drugiej strony lewica wraca do władzy po raz pierwszy od prawie 2 dekad.

Ważnym wnioskiem powyborczym jest także to, że dobrze na tle całej formacji wypadli politycy partii Razem, który zwiększyli swoją reprezentację. Lider Lewicy, Włodzimierz Czarzasty, do samego końca drżał, czy wejdzie do Sejmu, co dobrze pokazuje skalę problemu „nierazemkowej” części lewicy. Okazało się, że jest ona zbyt słabo odróżnialna od Koalicji Obywatelskiej.

Wzmocnienie Razem uruchomi kluczowe pytanie, czy nadzieją polskiej lewicy nie jest właśnie ugrupowanie, które dotychczas grało tylko drugoplanowe role. Jeśli na taką konkluzję w ramach Nowej Lewicy nie będzie zgody, wówczas nie jest wykluczone, że Razem postanowi opuścić wspólny szyld i zacznie grać na siebie.

Z pewnością dobrą okazją do wzmocnienia razemków byłoby opuszczenie koalicji rządowej w sytuacji, w której okazałoby się, że ważne dla tej partii postulaty zostały zignorowane. Taki ruch spowodowałby, że koalicja miałaby opozycję po lewej stronie. Byłaby to bardzo komfortowa sytuacja do budowy własnej podmiotowości.

Być może zapadnie decyzja, aby do rządu w ogóle nie wchodzić, ponieważ dla ideowych sympatyków tej partii rządzenie z ugrupowaniami, w skład których wchodzi np. Ryszard Petru, będzie odebrane z dużym niesmakiem. Taki scenariusz nie byłby zresztą dla samego Tuska zły, ponieważ bez Razem wciąż koalicja miałaby stabilną większość w Sejmie i pozbywałby się bardzo kłopotliwego partnera.

Koalicja

Powstanie rządu KO-Lewicy i TD jest niemal przesądzone. Partie przećwiczyły współpracę w ostatnich latach w Senacie i mimo napięć nie wydaje się, aby wspólny rząd był zagrożony. Trudno też przypuszczać, że premierem mógłbym być ktoś inny niż Tusk.

Skoro w kampanii wyborczej Tusk nie zdecydował się na ogłoszenie, że premierem będzie ktoś, kto przekonałby nieprzekonanych do niego (Trzaskowski, Kosiniak-Kamysz), to tym bardziej nie ogłosi tego po wyborach. Zresztą, mając na uwadze fakt, jak dysfunkcjonalne są inne układy, można stwierdzić, że jest to rozwiązanie zdecydowanie najlepsze.

Powstanie rządu jest przesądzone, ale rozstrzygnięcie tego, czy przetrwa on całą kadencję, nie wydaje się już takie proste. Różnic ideowych i interesów nie będzie brakować. Na korzyść stabilności będzie wpływać strach przed powrotem PiS-u do władzy. „Depisizacja” Polski to wspólny cel i podstawa programowa nowego rządu. Tego przecież oczekują elektoraty wszystkich partii wchodzących w skład potencjalnej koalicji.

Kluczowe pytania stojące przed rządem brzmią następująco: czy do wyborów prezydenckich w 2025 r. koalicja będzie chciała tworzyć ambitny program reform, czy też skoncentruje się „jedynie” na przejmowaniu poszczególnych instytucji? Czy odłoży bardziej ambitne działania na czas po zmianie prezydenta na przychylnego lewicowo-liberalnej koalicji?

Opozycja

PiS uzyskał ponad 35% głosów. Po 8 latach rządów to świetny wynik w skali Europy, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę zewnętrzne okoliczności. Nigdy w historii partia z reprezentacją 200 posłów nie była w opozycji. Mając na uwadze prezydenta Dudę i wpływ na wiele instytucji, gdzie PiS się osadził, można stwierdzić, że sytuacja startowa do odzyskania władzy jest komfortowa. Niemniej wysoki wynik wyborczy może się okazać początkiem końca PiS-u, jaki znamy.

Może on bowiem zadziałać usypiająco i oddalić niezbędną dla tego obozu refleksję i porządny „rachunek sumienia”. PiS ma, co prawda, wciąż wysokie poparcie, ale swoją polityką spowodował, że zdecydowana większość sceny politycznej otoczyła go kordonem sanitarnym. Oznacza to, że aby przejąć władzę, PiS musiałby ponownie osiągnąć wynik z 2019 r., a to po ostatniej kadencji w najbliższych latach wydaje się niewykonalne.

Błędne jest więc założenie, że skoro Tusk fundamentalnie nie zmienił PO, tylko czekał, aż nadejdzie polityczna koniunktura, to i PiS może poczekać, aż opozycja zacznie się wykrwawiać i pojawi się koniunktura polityczna pozwalająca na powrót do władzy. Tusk odzyskuje władzę tylko dlatego, że wspierają go koalicjanci. Bez nich strategia byłego premiera nie byłaby możliwa. PiS takiego komfortu nie ma.

Ze względu na sposób realizowania polityki i zbudowanie podziału „my vs. cały polityczny świat” partia Kaczyńskiego nie wykazuje zdolności koalicyjnej. Być może za jakiś czas pojawi się prawicowa odmiana Trzeciej Drogi, a więc Kukiz 2.0, ale jeśli do tego nie dojdzie, to PiS musi pozyskać nowy, dotychczas niedostępny elektorat albo zbudować zdolność koalicyjną. Obie kwestie wymagają nie korekty, ale fundamentalnej zmiany filozofii politycznej ugrupowania.

Prezydent Duda

Wynik wyborów oznacza, że najbliższe 2 lata będą okresem kohabitacji rządu i prezydenta. Spowoduje to wiele trudności w realizowaniu przez Dudę swojej agendy. Mimo wielu napięć z Kaczyńskim prezydentowi udawało się pozytywnie wpływać na poczynania rządu Zjednoczonej Prawicy. Z pewnością takiego wpływu mieć nie będzie na rząd KO-L-TD.

Zmiana rządu otwiera możliwości, które powodują, że porażka PiS-u może mieć dla Dudy  słodki smak. Przejęcie władzy przez opozycję będzie czynić z prezydenta ostatnią redutę władzy dla prawicy i na niego będzie orientować się wiele osób z PiS-u, które nie będą dostrzegać żadnej innej alternatywy.

Kluczowe pytanie brzmi, czy najbliższe 2 lata Duda będzie chciał wykorzystać na budowę pozycji, która umożliwi przejęcie przywództwa w PiS-ie po zapowiadanym odejściu na emeryturę Jarosława Kaczyńskiego. Prezydent znacznie łatwiej będzie mógł wzmocnić swoją pozycję, jeśli postawi na kohabitację, która umożliwi mu wyjście z cienia i usytuowanie się w centrum politycznych wydarzeń. Taka ambicja oznacza, że Duda musi zbudować wiarygodność w prawicowym elektoracie. To z kolei musi wiązać się z bardzo asertywnym podejściem do rządu, co zapowiada okres pełen napięć.

Demokracja

Polacy są bardzo tolerancyjni wobec różnych nadużyć. Okazało się jednak, że nawet jeśli jedna czy druga afera nie zmieniają nic w sondażach, to pamięć o nich pozostaje. Wiele racji jest w tym, że w Polsce nie ma przywiązania do idei praworządności, szczególnie w wąskim legalistycznym znaczeniu. Eksperci stawiają tezę o niskiej kulturze politycznej Polaków.

To, co wydarzyło się 15 października, jest jednak dowodem na żywotność demokracji w jej najbardziej podstawowym sensie – zdolności do zmiany władzy, kiedy ta zaczyna popełniać rażące nadużycia. Przede wszystkim to efekt wyborców „środka”, którzy w kluczowym momencie przechylają szalę i decydują, kto ostatecznie obejmie rządy.

Rekordowa frekwencja zadziała mobilizująco nie tylko na poparcie dla KO i PiS-u, do czego nieraz już dochodziło. Zyskały również inne partie, szczególnie po debacie telewizyjnej, w trakcie której źle zaprezentowali się Morawiecki z Tuskiem, zaś dobrze wypadli Bosak, Hołownia i Scheuring-Wielgus. Niemniej trudno na podstawie sukcesu tych partii wnioskować o możliwym końcu polaryzacji i urealnieniu wielopartyjnego systemu politycznego.

Fakt dużego poparcia dla Trzeciej Drogi, która promowała hasło „Dość kłótni”, niestety nie zwiastuje żadnych realnych zmian. Polska scena polityczna wciąż będzie polegać na konfrontacji PiS-u i anty-PiS-u. TD nie jest partią „obrotową”, zdolną do koalicji z obydwiema stronami wojny polsko-polskiej niczym FDP w Niemczech. TD i PO to wybór między twardym i miękkim anty-PiS-em. Strategia „anty-PiS-izmu” okazała się dla TD skuteczna, ale jednak nie jest żadnym światłem w tunelu dla wyborców oczekujących depolaryzacji.

O autorze:

Paweł Musiałek

Prezes Klubu Jagiellońskiego. W Klubie Jagiellońskim działa aktywnie od 2009 r. Od 2017 r. pełnił funkcję dyrektora think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, gdzie koordynował projekty badawcze, zarządzał zespołem ekspertów CAKJ, a także komentował w mediach wydarzenia w Polsce i na świecie. Regularnie publikuje swoje analizy na portalu klubjagiellonski.pl, a nieregularnie także w innych miejscach.

Absolwent politologii i stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie ukończył także Interdyscyplinarne Studia Doktoranckie „Społeczeństwo-Technologie-Środowisko” oraz przygotowuje rozprawę doktorską na temat sporu o polską politykę zagraniczną po 2004 r.  Autor publikacji naukowych i analitycznych z zakresu przede wszystkim polityki energetycznej i zagranicznej. Stażysta w Parlamencie Europejskim. Uczestnik organizowanego przez Departament Stanu USA International Visitors Leadership Program: „U.S. Foreign Policy – Global Challenges II”. Członek Rady Programowej Open Eyes Economic Summit a także Rady Interesariuszy przy Instytucie Politologii, Socjologii i Filozofii na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie.

W przeszłości pełnił m.in. funkcję asystenta dyrektora ds. programowych Centrum Analiz Energetycznych Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie oraz analityka Fundacji Dyplomacja i Polityka. Prowadził zajęcia dydaktyczne z zakresu różnych aspektów polityk publicznych na krakowskich uczelniach: Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Ekonomicznym, Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie, a także Krajowej Szkole Administracji Publicznej w Warszawie.

Mąż Iwony, tata Ignasia i Piotra.

[ZT]26531[/ZT]

[ZT]26522[/ZT]

 

(Paweł Musiałek)

Internauta

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(3)

luzluz

5 3

Wprowadzić pensje podstawową i czterodniowy sześciogodzinny tydzień pracy. 15:30, 21.10.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

zulzul

6 2

Kocham Tuska, przynajmniej nigdzie roboty nie będzie - po co to się meczyć lepiej do południa poleżeć w domu i wieczorkiem na piwko za tłum w plenerze porobić :D 06:25, 22.10.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Tak będzie z PO/PSLTak będzie z PO/PSL

7 0

Autor tego tekstu to jakaś melepeta,opisuje tu swoje zapatrywania polityczne i przekonuje,że taka jest prawda. Prawda jest taka,że teraz będziemy mieli w Polsce ten gnój ,który jest już w Niemczech i Francji,Belgii,holandii,Hiszpanii i Włoszech.Polacy wybrali tak jak chcieli:
1. Obecność imigrantów nielegalnych i nierobów muzułmańskich i innej maści na ulicach.
2. Napady ,rozboje i morderstwa na ulicach i w domach-Niemcy ,Szwecja Belgia, Włochy itd.
3. Rządy w Polsce będą w Berlinie i Francji,pod płaszczykiem Unii i Brukseli.
4. Aborcja będzie na zyczenie,czyli mordowanie Polaków w świetle legalnego prawa.
5. O wszystkim w Polsce decyzje będa zapadały w Bukseli niemiecko-francusko-ruskiej.
6. Po zakończeniu wojny na Ukrainie Niemcy, Francja i Europa będą znów lizały dupę ruskowi.
7. Po prostu będzie taki sam burdel i zaraza jak na zachodzie. Jedyna nadzieja w tych wieśniakach z PeSeLu,którzy jeszcze mówią,że są normalnymi ludźmi, wierzącymi,patriotami,że chcą mieszkać w Polsce ,a nie w dojczlandzie i rosji. A le ja uważam,że chciwość utrzymania sie przy korycie pokona również peeselowców i koniec końców wylądujemy w rynsztoku jakim jest ta zachodnia europa.
.
00:34, 23.10.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%