[ZT]38023[/ZT]
[ZT]37696[/ZT]
— Lecz brat wasz, księżniczko, król Popiel? — ozwał się Miłosław, który dotychczas i słowa nie mówiąc, w piękne oblicze Staszki z zachwytem i ubolewaniem zarazem się wpatrywał.— Brat mój, król Popiel — odrzekła, a oblicze jej znowu smutkiem się powlokło — o, ten dobry lecz słaby i zniewieściały, widzi jedynie, co mu Gierda pokaże, chociaż w jej myślach zdrada. Bawiąc dzisiaj na łowach, spotkał mnie i począł namawiać, abym do nich powróciła, bo mu tęskno za mną. Lecz ja odrzekłam, że wolę umrzeć z głodu i chłodu, niż stać się zbrodni przyczyną, którejby się niechybnie na mnie dopuszczono. Co się to z tobą stało, bracie — mówiłam dalej — gdzie się podziały twe świetne męskie cnoty? Wszak ci przepowiadano, iż zostaniesz Lechów filarem, a ty na niecnej hulatyce dnie całe pędząc, nie troszczysz się nawet o to, żeś utracił miłość i cześć twego narodu! Nikt na twoim dworze życia swego nie pewien — codzień gwałty na niewinnych popełniane, a ty królu milczeniem na ich łzy i skargi odpowiadasz. O bracie! bądź już raz Popieleni, a przestań być owym przebrzydłym i od wszystkich znienawidzonym Chwostkiem; zerwij silną, męską ręką więzy, które cię do zwodniczej Gierdy przykuwają — gdyż inaczej zginiesz marnie, jak te myszy, które królowa trucizną częstować lubi. Zwołaj twych stryjów dla narady nad dobrem twego ludu, ale przedewszystkiem, wyrzuć za granicę Gierdę z jej zwolennikami!... Ale on mnie nie usłucha, on zanadto owładnięty przez Gierdę, która rządzi ogniem i żelazem.
Następnie z piosnką na ustach oddaliła się królewna od zdumionych wędrowców.— Biedaczka — zawołali równocześnie Miłosław i Sędziwój — o! to do bogów o pomstę woła.Ledwo tych słów dokończyli, dały się słyszeć z drugiej strony lasu odgłosy trąb i parskanie koni, a wśród tego rozlegały się dźwięczne pienia dwóch jasnowłosych młodzianów, którzy się też w tej samej chwili u zakrętu ścieżki na czele licznego orszaku zjawili.
II.Był to orszak wojowników i sług Miłosława. Szybko postąpił młody książę ku nim kilka kroków. Zbrojni radosny wydali okrzyk, a Miłosław witał jednego sługę po drugim ze zwykłą sobie łagodnością. Tymczasem przystąpili do Sędziwoja dwaj młodzieńcy w cudzoziemskim stroju. Starszy z nich, Michał, z czarnem okiem pełnem ognia i życia, z obliczem wesołem, i stanowczem, — młodszy, Rafał, o twarzy łagodnej, dziewiczej prawie, o oku błękitnem, spojrzeniu słodyczy pełnem, a przytem tęsknem i żałosnem.
Miejsce na którem się po chwili zatrzymali, zdawało się być ludzką ręką wycięte i tworzyło duże podłużne koło, otoczone staremi już bardzo jodłami. Było ono ciemne, ponure, wilgotne, jak śmierci przybytek. W pośrodku leżał wielki nieociosany kamień, którego powierzchnia okopcona i jeszcze popiołem okryta, wskazywała, że niedawno dopiero ogień na niej płonący ugaszono. Niedaleko od tego głazu widać było drobniejsze skał ułomki, z poza których ukazywała się wązka ścieżka, prowadząca do napół zwalonych murów ogromnej i niekształtnej jakiejś budowy, otoczonej dokoła drzewami i krzewami nie do przebycia. Jedne tylko drzwi małe, pochyłe, spojone z mocnych dylów dębowych, wskazywały wchód do tych zwalisk.
— W niemiły i trwogą przejmujące miejsce sprowadził nas przypadek — ozwał się Miłosław do jednego z młodzieńców — w waszej pięknej ojczyźnie, o której tyleście mi opowiadali, zapewne nie ma tak ponurej ciemnoty.— O nie, panie — odrzekł Rafał. — W naszej ojczyźnie ciągła panuje światłość i jasność i radość nieustanna.— Nie przypuszczacie nawet — mówił dalej Miłosław — co to za okropne miejsce. Wiedzcie, że to ciężkie powietrze zatrute jest tchnieniem niecnych, — że ta przegniła ziemia często zbroczoną bywa krwią niewinnych cudzoziemców. Lecz nie lękajcie się, jesteście bezpieczni i żadnej nie doznacie krzywdy, dopóki zostajecie pod moją opieką.— Nie znamy bojaźni, dostojny książę — odrzekł Michał — albowiem Pan nasz i Ojciec najlepszy ochrania nas od złego: On jest naszym stróżem i naszą ucieczką. On jedyny, przed którym schylamy głowy, świętą przejęci bojaźnią!
Mówiąc to, podniósł czarnooki młodzian rękę ku niebu... W tej chwili dał się słyszeć z poza krzaków lekki szmer — a gdy Michał z podniesioną ręką zwrócił się ku owemu miejscu, otworzyły się z okropnym trzaskiem drzwi dębowe i straszny widok przedstawił się oczom przerażonych. Ujrzeli wnętrze bałwochwalni, w głębi widać było posąg bożka, otoczony ze wszech stron buchającymi płomieniami, — a z boku klęczała ciemna jakaś chuda postać, w której Miłosław poznał Chwostka, zaś dwóch kapłanów pogańskich trzymało podniesione noże ofiarne nad osobą leżącą w głębi.
Przerażeni tym widokiem Miłosław i Sędziwój odskoczyli wstecz i wyciągnęli miecze, chcąc obronić ofiarę od morderczego żelaza, wtem Michał uczynił przed sobą niezrozumiały obu rycerzom znak jakiś od góry do dołu i napoprzek. W okamgnieniu, jakby pod wpływem czarodziejskiego zaklęcia, zagasły płomienie otaczające posąg, a bałwan sam zdawało się, zapadł w bezdenną przepaść. Równocześnie, owa ciemna postać i kapłani wypadli z wnętrza i w szalonym biegu zniknęli z przed oczu zdumionych rycerzy.
***
Jan Kwiatkowski „Zamek Kruszwicki. Powieść historyczna z IX wieku”
Jan Kwiatkowski jest autorem streszczenia powieści historycznej „Zamek Kruszwicki”, wydanej w 1911 roku nakładem K. Miarki. Dzieło osadzone jest w realiach IX wieku, odwołując się do legend i wydarzeń związanych z historią Kruszwicy, jednego z najstarszych ośrodków osadniczych w Polsce.
Publikacja ukazała się w miejscowościach Mikołów—Warszawa, co wskazuje na szeroki zasięg działalności wydawniczej. Powieść wpisuje się w nurt literatury historycznej, która miała na celu popularyzację przeszłości oraz kształtowanie świadomości narodowej w okresie zaborów.
[ZT]38435[/ZT]
[ZT]38431[/ZT]
[ZT]38432[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz