Dziś jest WTOREK: Do końca roku pozostaje 110 dni.
Imieniny obchodzą:
Amadeusz, Cyrus, Franciszek, Gwido, Juwencjusz, Macedoniusz, Maja, Maria, Marlena, Sylwin, Sylwina, Tacjan, Teodul, Teodulf
Wschód słońca: ? 6:04 Zachód słońca: ? 19:00
Dzień trwa 12 godz. 56 min, jest krótszy od najdłuższego o 3 godz. i 50 min. i jest dłuższy od najkrótszego o 5 godz. i 14 min.
Do końca astronomicznego lata pozostało 10 dni
[ZT]25751[/ZT]
12 września przypada wspomnienie/święto: Najświętsze Imię Maryi, Najświętsza Maryja Panna Piekarska, św. Gwidon z Anderlecht
Dzień Brukarza
Dzień Brukarza został ustanowiony w celu wzmocnienia świadomości społecznej związanej z pracą w zawodzie brukarza, wymagającej od fachowców: starannego przygotowania, cierpliwości.
Święto Wojsk Lądowych
Wojska Lądowe są największym rodzajem Sił Zbrojnych w naszym kraju. Ich głównym zadaniem jest zapewnienie obrony przed atakiem lądowo-powietrznym. Święto obchodzone jest od 1996 roku, data 12 września upamiętnia odsiecz wiedeńską Jana III Sobieskiego w 1683 roku.
Dzień Narodów Zjednoczonych dla Współpracy Południe-Południe
Święto obchodzone od 2011 roku ustanowiło Zgromadzenie Ogólne ONZ. Upamiętnia ono Plan Działania dla Promocji i Realizowania Współpracy Technicznej pomiędzy krajami rozwijającymi się przyjęty w Argentynie w 1978 roku. Współpraca krajów południowych dotyczy wielu kwestii: politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturowych, środowiskowych i technicznych.
[ZT]25642[/ZT]
Cytat na dziś
"Powodem dla którego tak niewielu ludzi odnosi sukces jest to,że nikt nie wymyślił jeszcze sposobu umożliwiającego siedzenie i jednoczesne ślizganie się w górę". W. Clement Stone
Ile wolnego do końca roku?
Do końca 2023 roku pozostało jeszcze (wliczając dzisiejszy dzień) 76 dni roboczych oraz 35 dni wolnych od pracy, uwzględniając święta oraz weekendy.
Kampania Cukrownicza w Kruszwicy przed laty
@mojakruszwica.pl Wieczór na Gople nadesłała Nadiia Mykhailiuk
♬ oryginalny dźwięk – mojakruszwica.pl - mojakruszwica.pl
NASZ PATRONAT: W niedzielę zakończyły się Ogólnopolskie Literackie Spotkania Pokoleń Kruszwica-Kobylniki. Imprezę można śledzić w naszym serwisie w dziale, który został poświęcony temu wydarzeniu.
WYBORY: Do dnia 11 września 2023 r. :utworzenie obwodów głosowania w zakładach leczniczych, domach pomocy społecznej, zakładach karnych i aresztach śledczych oraz oddziałach zewnętrznych takich zakładów i aresztów, domach studenckich i zespołach tych domów, a także ustalenie ich granic, siedzib i numerów
do dnia 15 września 2023 r. :podanie do publicznej wiadomości informacji o numerach i granicach obwodów głosowania oraz o siedzibach obwodowych komisji wyborczych, w tym o lokalach przystosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych, a także o możliwości głosowania korespondencyjnego i głosowania przez pełnomocnika, zgłaszanie przez kapitanów statków wniosków o utworzenie obwodów głosowania na polskich statkach morskich,
zgłaszanie kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych przez pełnomocników komitetów wyborczych
Aktualna sytuacja hydrologiczna na Kujawach wg. portalu nsis.
Tragedia na Gople: 26-latek, który zginął śmiercią tragiczną pochodził z naszej gminy. Trwa śledztwo w tej sprawie. Z ustaleń służb wynika, że łodzią podróżowało więcej osób. O zdarzeniu poinformowaliśmy jako pierwsi.
KULTURA: Teatr Impresaryjny im. Włodzimierza Gniazdowskiego we Włocławku zaprasza Państwa i Waszych Wychowanków na przedstawienie zrealizowane w ramach Programu Rządowego Wydarzenia Artystyczne dla Dzieci i Młodzieży pt: Skąd nasz ród. Oglądając spektakl Widz przeniesie się w historyczne miejsca ze Szlaku Piastowskiego, w tym kruszwicką Mysią Wieżę i Jezioro Gopło. Oglądając historię tworzenia się Państwa Piastów pozna stroje, obyczaje i ówczesny język.
Przegrana biało-niebieskich: Gopło Kruszwica przegrało kolejne spotkanie. Tym razem pokonał biało-niebieskich Sadownik Waganiec 2:4 (1:1).
WYBORY: Kolejny znany polityk odwiedzi nasz region w związku z kampanią wyborczą do parlamentu. Patryk Jaki, europarlamentarzysta Suwerennej Polski, pojawi się na kilku spotkaniach w miejscowościach naszego regionu i w samym Inowrocławiu. 11 października polityk odwiedzi kolejno Kruszwicę, Mogilno i Żnin. Dzień później z Patrykiem Jakim spotkać się będą mogli mieszkańcy Gniewkowa, a w ostatnim dniu kampanii wyborczej - 13 października, polityk pojawi się w Pakości, a potem w Inowrocławiu.
— MojaKruszwica.pl (@MojaKruszwica) August 28, 2023
[ZT]25641[/ZT]
Na początku przeanalizujmy koncepcję rozbudowy Wojska Polskiego poprzez konfrontację docelowej liczebności ze stanem obecnym. Wspomniane 300 tysięcy ma obejmować przede wszystkim 187 tysięcy żołnierzy zawodowych we wszystkich pięciu rodzajach sił zbrojnych: Wojskach Lądowych, Marynarce Wojennej, Siłach Powietrznych, Wojskach Specjalnych oraz zawodowców z Wojsk Obrony Terytorialnej.
Do tego dochodzi 50 tysięcy niezawodowych żołnierzy pełniących terytorialną służbę wojskową w WOT i 50 tysięcy żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej (DZSW), plus pozostałe kilkanaście tysięcy w trakcie szkolenia. Zgodnie z programem stan ten ma zostać osiągnięty w 2035 r.
Dla zobrazowania zaplanowanego wzrostu ilościowego wynikającego z powyższych ustaleń należy odnotować, że w 2022 r. liczba żołnierzy zawodowych wynosiła nieco ponad 115 tysięcy we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, 35 tysięcy żołnierzy WOT i ok. 16 tysięcy odbywających DZSW na różnych etapach szkolenia.
Nie da się ukryć, że poprzeczka została postawiona wysoko. Tymczasem Ministerstwo Obrony Narodowej zaczyna od zachęcania do założenia munduru cywilnych pracowników wojska, których w armii pracuje w sumie ponad 40 tysięcy. Chodzi tu o specjalistów od obsługi biurowej, logistyki czy infrastruktury technicznej, którzy przecież w maju rozpoczęli protest w sprawie niskich wynagrodzeń.
Jeśli w obliczu tak poważnych braków kadrowych chcemy myśleć realistycznie o rozbudowie wojska, to nie powinno nam zależeć na wcielaniu do niego cywilnych księgowych z Wojskowych Oddziałów Gospodarczych, aby wyciszyć ich skargi, a później móc pochwalić się wykonaniem planu. Powinno być wręcz odwrotnie – planowany wzrost ilościowy daje dobrą okazję do przeprowadzenia całościowej optymalizacji zadań zaplecza.
Krokiem trudnym, choć być może niezbędnym, byłaby rewizja administracji (szczególnie części finansowo-gospodarczej) i systemu logistycznego (zwłaszcza zabezpieczenia materiałowego). Następnie należałoby ocenić, o ile można odchudzić hiperbiurokratyczne struktury wojskowe, przenosząc część tych zadań w ręce zewnętrznych kontrahentów.
W tym miejscu należy zmierzyć się z być może największą bolączką polskiej armii, jaką jest jej niski stopień ukompletowania. Ze wspomnianych wcześniej 115 tysięcy żołnierzy zawodowych we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, ok. 54 tysiące służą w Wojskach Lądowych, zaś druga połowa w pozostałych czterech razem wziętych. Jednak to właśnie ten rodzaj sił zbrojnych interesuje nas najbardziej, gdyż odgrywa kluczową rolę w większości możliwych scenariuszy konfliktu zbrojnego na terytorium Polski i w okolicach.
1/n Zapraszam w magiczną podróż dotyczącą mocarstwowych planów rozbudowy Wojsk Lądowych. ukompletowania JW oraz...demografii.
— Jarosław Wolski (@wolski_jaros) August 24, 2022
Najpierw aktualna liczebność samych WL:
niecałe 54 000 żołnierzy. pic.twitter.com/AC8pAqHFAz
Jak ustalił Jarosław Wolski, liczba etatów w WL to ok. 93 tysiące, zatem poziom ukompletowania wynosi nie więcej niż 58%. Widać więc już teraz, czyli przed wdrożeniem rozbudowy, że deficyt sięga kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy zawodowych.
Skoro liczba etatów ma zwiększyć się o następne dziesiątki tysięcy, na tym etapie najlepiej byłoby dosłownie sklonować każdego żołnierza polskiego.
Dlaczego ten wskaźnik jest tak istotny? Ukompletowanie jednostek wojskowych przekłada się bezpośrednio na ich gotowość operacyjną, szczególnie zdolność szybkiego reagowania. Współcześnie czas reakcji na zagrożenia mierzy się w godzinach, jeśli nie minutach. Trudno wyobrazić sobie, że w razie potrzeby za bramę jednostki wyjedzie raptem połowa personelu.
Oczywiście, stopień ukompletowania różni się pomiędzy jednostkami. Można przyjąć, że elitarne brygady powietrznodesantowe są wypełnione żołnierzami. W innych przypadkach bywa różnie: niekiedy w brygadzie dostatecznie obsadzony będzie jeden batalion z trzech, zaś w pozostałych na miejscu zostanie jedynie kadra dowódcza – domyślnie mają przybyć tam poborowi. Tym bardziej można zwątpić w poprawę sytuacji, gdy słyszy się o planach stworzenia dwóch dodatkowych dywizji, czy też o przejściu z trójkowego do czwórkowego schematu dywizji, czyli: cztery brygady w dywizji, cztery bataliony w brygadzie.
Komentując politykę kadrową Wojska Polskiego, zwykło się poświęcać szczególną uwagę zjawisku rezygnacji żołnierzy ze służby. Ubiegły rok zakończył się medialną awanturą, gdy okazało się, że w 2022 r. z wojska odeszło ok. 9 tysięcy żołnierzy zawodowych, wobec niecałych 14 tysięcy nowo powołanych.
Rzadziej przytaczanym faktem jest, że już od 2016 r. stosunek odejść do powołań oscyluje wokół 60%. To żaden skandal, lecz raczej prawidłowość, za którą ciągną się niekorzystne konsekwencje.
Warto zderzyć się z często powtarzaną tezą o odchodzeniu żołnierzy szczególnie doświadczonych, którzy mogliby dalej pracować w charakterze specjalistów i instruktorów. Uważam, że ten argument był zasadny raczej w latach 2009–2016, kiedy okres służby szeregowych zawodowych ograniczony był do 12-letniego kontraktu. Wskutek tego, z wojskiem przedwcześnie pożegnało się co najmniej kilkanaście tysięcy weteranów, biorących udział m.in. w misjach zagranicznych w Iraku i Afganistanie.
Ze wspomnianych 9 tysięcy rezygnacji z ubiegłego roku 17% dotyczy oficerów, 36% podoficerów, a 47% szeregowych. Co ważne, rezygnacja oznacza z zasady przeniesienie do pasywnej rezerwy i nie równa się przejściu na emeryturę – spośród tych zwolnień nieco ponad połowa przypadków wiązała się z uzyskaniem uprawnień emerytalnych.
Strukturę nowych świadczeń emerytalnych należy przedstawić osobno: tutaj szeregowi stanowią niecałe 10% żołnierzy kończących służbę wojskową. Odpływ oficerów i podoficerów (głównie podoficerów starszych, czyli chorążych) ze względu na wiek jest dość naturalny, ale szeregowi odchodzą z wojska po krótszym czasie i na większą skalę.
Długa jest lista przyczyn rezygnacji ze służby wojskowej, o czym mógłby przekonać się każdy podczas osobistej, pięciominutowej rozmowy z losowo spotkanym żołnierzem. Problem polega na tym, że w jego opowieści powody natury osobistej często przeplatają się z krytyką powszechnie znanych mankamentów wojska.
Wady organizacyjne, niedobory sprzętu (szczególnie wyposażenia indywidualnego), dobór personalny kadry dowódczej, nieterminowość wypłat – to wszystko ma negatywny wpływ na motywację człowieka, od którego przecież wymaga się poświęcania zdrowia i życia, gdy tymczasem na cywilnym rynku pracy łatwo o zatrudnienie spokojniejsze i porównywalnie opłacalne finansowo.
Wracając, można pokusić się o postawienie pewnych wniosków. Pierwotnie mamy do czynienia z normalnym cyklem rotacji żołnierzy, gdzie odchodzą starsi, a przychodzą młodzi. Bywa on negatywnie zakrzywiany na skutek bardzo wielu obiektywnych czynników, występujących w określonym momencie: wtedy odchodzą żołnierze rozczarowani i sfrustrowani, a przychodzi mniej tych zachęconych. Na cykl ten dodatkowo nakładają się procesy trwające przez dłuższy czas, które skutkują powolnymi zmianami strukturalnymi: etap formowania nowych jednostek, generacyjna wymiana sprzętu, okresy napięcia społeczno-politycznego.
Tak czy inaczej: część woli odejść, część chce przyjść. Odpowiadanie na potrzeby obu tych grup jest ważne; może krótkoterminowo poprawić bilans – a przypominam, że w zeszłym roku bilans wyniósł skromne pięć tysięcy nowych żołnierzy na plus. Kto mierzy w 300 tysięcy, musi nie tylko zapanować nad całym cyklem, zarówno na płaszczyźnie problemów szeregowego, jak i planowania długoterminowego; musi zwiększyć rozmiar cyklu rotacji o rząd wielkości.
Jak pisaliśmy w grudniu, rezerwy, którymi obecnie dysponujemy, nie wystarczą na uzupełnienie żadnych braków ani tym bardziej ewentualnych strat. Trzeba podkreślić, że temat rezerwy sięga znacznie głębiej i jest trudniejszy do uchwycenia, choć równie ważny.
Zgodnie ze znowelizowaną ustawą rezerwa dzieli się na pasywną i aktywną. Do pasywnej należą praktycznie wszyscy mężczyźni w Polsce, o których wojskowa komisja lekarska orzekła, iż są zdolni do pełnienia służby wojskowej. Aktywną tworzą tylko ci, którzy złożyli kiedyś przysięgę wojskową i teraz zgłoszą się jako ochotnicy do odbywania regularnych ćwiczeń.
Na czym więc polega problem? Cóż, rezerwę pasywną tworzą obecnie panowie, którzy swego czasu przewinęli się przez zasadniczą służbę wojskową (a ostatni z nich szli do wojska piętnaście lat temu), byli żołnierze zawodowi (stanowiący zdecydowanie najmniejszą część tego zbioru), a także właściwie każdy, kto posiada książeczkę wojskową, choćby z samym wojskiem nie miał nic wspólnego. Jeśli chodzi o rezerwę aktywną, to MON optymistycznie założyło, że w 2023 r. zgłosi się tam maksymalnie 10 tysięcy zainteresowanych.
Wróćmy tymczasem do metody zestawiania danych z koncepcją 300-tysięcznej armii. Tak liczna armia do funkcjonowania w warunkach wojennych czy choćby kryzysowych potrzebować będzie co najmniej kilkukrotnie większych rezerw. Do szerokiej kategorii pod tytułem „rezerwiści” może należeć nawet 1,7 miliona Polaków, lecz w tym roku na jakiekolwiek ćwiczenia MON zamierza powołać najwyżej 200 tysięcy ludzi, głównie mających nadane przydziały mobilizacyjne. Niestety, ale z wyjątkiem byłych żołnierzy zawodowych, którzy odeszli z wojska w ciągu ostatnich lat, wszystkich pozostałych można zaliczyć do grona cywili, których w razie potrzeby trzeba będzie szkolić od podstaw.
Przyjrzyjmy się następnie Wojskom Obrony Terytorialnej, które cechują się nieco odmienną charakterystyką liczebnościową. Przypominam, że jest to najmłodszy rodzaj sił zbrojnych, który działać ma na rzecz bezpieczeństwa lokalnych społeczności poprzez służbę żołnierzy-ochotników w brygadach na obszarze danego województwa, a ponadto w razie konfliktu ma być wsparciem wojsk operacyjnych. Sytuacja WOT jest relatywnie dobra: z zaplanowanych 50 tysięcy udało się na razie przyciągnąć 35 tysięcy żołnierzy.
W ubiegłym roku do WOT dołączyło prawie 12 tysięcy żołnierzy, zaś zrezygnowało niewiele ponad 8 tysięcy. Ciekawe, że są to liczby porównywalne do tych dotyczących Wojsk Lądowych, przy czym WOT są o wiele mniejszym rodzajem sił zbrojnych. Ze względu na niezawodowy profil cykl rekrutacji i rezygnacji obejmuje tam głównie szeregowych, którzy stanowili 86% odchodzących. Również z tego powodu częstsze są transfery z WOT do służby zawodowej (ponad tysiąc w 2023 r.) niż odwrotnie.
Stosunkowo łatwo jest się do WOT dostać, jak i po pewnym czasie odejść ze służby, co niekoniecznie musi być wadą tej formy służby wojskowej – jest to dogodny sposób na manifestowanie swoich uczuć patriotycznych.
Trzeba przyznać, że pomimo bardzo niskiego kredytu zaufania przyznanego na start w 2015 r. WOT zdołały wypracować świetne esprit de corps i popularność wśród społeczeństwa dzięki operacjom prowadzonym blisko ludzi, jak np. mocne wsparcie systemu ochrony zdrowia podczas pandemii koronawirusa.
W związku z tym można spodziewać się, że pogarszanie się poziomu bezpieczeństwa w Polsce będzie raczej mobilizować żołnierzy WOT i potencjalnych kandydatów, choć osiągnięcie zakładanego pułapu liczebności jest nadal dość odległe.
Jeszcze nowszym wynalazkiem jest dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. Tak jak jej obowiązkowy pierwowzór, polega ona po prostu na powołaniu człowieka na rok do służby w jednostce wojskowej. Może ona być swoistym okresem próbnym przed zdecydowaniem się na zawodowstwo, jak i jedynie jednorazową przygodą z wojskiem. Od kwietnia 2022 r. na turnusach szkolenia DZSW zjawiło się łącznie 16 tysięcy ochotników, zaś na bieżący rok zakłada się wzrost ich liczby do 25 tysięcy.
Wraz z początkiem stycznia 2023 r. ogłoszono koncepcję sformowania nowej, piątej dywizji pod nazwą 1. Dywizji Piechoty Legionów, która ma składać się z czterech brygad rozmieszczonych głównie w województwie podlaskim. Co najciekawsze, przewiduje się obsadzenie jej przede wszystkim żołnierzami dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Jeśli kilkuletni proces formowania zakończy się sukcesem, to można spodziewać się, że i szósta dywizja funkcjonować będzie wedle tej zasady.
Z punktu widzenia tych dwóch dywizji – a wyłączywszy zawodową kadrę, mowa o co najmniej kilkunastu tysiącach ludzi – szkopuł tkwi w rokrocznym rekrutowaniu stopniowo coraz większej liczby chętnych ze wspólnej grupy ludzi ogólnie zainteresowanych podjęciem służby wojskowej, mających do wyboru jeszcze WOT. Zwiększanie liczebności polskiej armii ma szanse powodzenia wyłącznie wtedy, gdy rozpocznie się od likwidacji złudzeń.
Pierwszym krokiem na tej drodze jest zwalczanie kadrowej fikcji w jednostkach wojskowych, by zapewnić im maksymalny stopień ukompletowania i gotowości. Równolegle należy rozwijać wszelkie ochotnicze formy służby wojskowej, których wartością dodaną jest oswajanie społeczeństwa ze stopniowym zwiększaniem poziomu militaryzacji. Sprawą do pilnego załatwienia jest także opracowanie ulepszonego systemu rezerw, bowiem od etapu zawieszenia poboru stanowi on lukę, która powiększa się wraz z rosnącymi potrzebami.
Co więcej, przy pogarszającej się demografii powyższe kwestie mogą ostatecznie okazać się nierozwiązywalne bez przynajmniej częściowego przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej. Mało kto odważy się podnieść tę kwestię w warunkach dobrze znanego w Polsce stanu permanentnej kampanii wyborczej, jednakże jeśli perspektywy na stabilizację ładu międzynarodowego są nikłe, powinniśmy być przynajmniej teoretycznie przygotowani na tę ewentualność.
Bez tych wysiłków 300-tysięczna armia pozostanie jedynie politycznym sloganem, a wojsko jego zakładnikiem.
Kamil Pachecki
Członek redakcji działu “Polska na mapie”. Urbanista z wykształcenia, zainteresowany kwestiami współczesnej wojskowości i polityki międzynarodowej. Członek Klubu Jagiellońskiego.
Klub Jagielloński, 6.08.2023 [DOSTĘP]
[ZT]25139[/ZT]
[ZT]25136[/ZT]
Prawdopodobnie każdy słyszał kiedyś, że problem samotności w szczególny sposób dotyka ludzi starszych. Głośno było o tym zwłaszcza w czasie pandemii i związanych z nią ograniczeń w kontaktach międzyludzkich, które skutkowały zamknięciem wielu z nich samych w swoich mieszkaniach.
Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, że także ci seniorzy, których spotykamy na co dzień, stojąc w kolejce do kasy w sklepie, mijając ich na placu targowym czy ustępując miejsca w autobusie, często doświadczają wielopłaszczyznowej i przytłaczającej samotności.
I to mimo tego, iż nieraz można ich zobaczyć rozmawiających ze swoimi rówieśnikami na ławce w parku lub nawet spacerujących w towarzystwie swoich dzieci czy wnuków. Samotność seniorów ma wiele twarzy i nie wszystkie z nich są oczywiste dla zewnętrznego, nawet życzliwego obserwatora.
Miałem okazję przekonać się o tym osobiście, poznając z bliska życie wielu z nich. Było to możliwe dzięki mojej trwającej już kilka lat pracy w lokalnym wolontariacie zajmującym się wsparciem ludzi starszych i samotnych w ich codziennych potrzebach. Z moimi osobistymi doświadczeniami zgodne są też pojawiające się od czasu do czasu badania socjologiczne.
I tak, po pierwszym roku pandemii Stowarzyszenie Wiosna przygotowało raport, z którego wynika m.in., że aż co trzeci Polak w wieku powyżej 75. lat mieszka sam. Z kolei opublikowane w marcu tego roku badanie „Samotność wśród osób 80+”, którego respondentami byli ponad osiemdziesięcioletni seniorzy mieszkający w miastach, ujawniło, że 39% z nich doświadcza poczucia pustki, a 48% brakuje towarzystwa innych osób.
Ponieważ jednak konkretne historie często przemawiają do nas bardziej i skuteczniej pozwalają wczuć się w sytuację innych ludzi, to oprócz suchych faktów przytoczę kilka przykładów z życia seniorów, opartych na moim doświadczeniu. Nie są one opisem rzeczywistych zdarzeń, ze względu na chęć uszanowania prywatności ludzi, których spotkałem, ale pewną rekonstrukcją tego, co odkryłem zapoznając się z ich historiami życia.
Samotność bezdzietnej staruszki w bloku to nie tylko stereotyp
Na początek chciałbym jednak zaproponować wykonanie małego eksperymentu myślowego i wyobrażenie sobie przykładowego, najbardziej stereotypowego, samotnego seniora. Kiedy ja próbuję zaprząc swoją wyobraźnię do tej pracy, to w pierwszej kolejności widzę mieszkającą samotnie staruszkę, bez dzieci (bo ich nigdy nie miała), bez męża, bez przyjaciół, niezauważaną przez sąsiadów.
Być może mieszkankę wysokiego piętra w bloku bez windy, a więc mającą ograniczoną możliwość wychodzenia na zewnątrz. Samą w towarzystwie swojego telewizora czy radia (gazet i książek już nie jest w stanie czytać ze względu na problemy ze wzrokiem). Ewentualnie ma jeszcze opcję wyglądania na świat przez okna swojego mieszkania.
I chociaż obraz ten może wydawać się przerysowany i sprawiać wrażenie fikcji, która zebrała w sobie wszystkie stereotypowe wyobrażenia o samotności seniorów, to doświadczenie uczy mnie, że – niestety – zbyt często nią nie jest. Po prostu ludzi pasujących do przedstawionego opisu zazwyczaj trudno spotkać na ulicy i dlatego umykają powszechnej świadomości.
Zazwyczaj starszymi ludźmi wymagającymi opieki zajmuje się rodzina, w szczególności dzieci. Taki jest tradycyjny model społeczny i taki schemat cały czas jest obecny w powszechnej świadomości, co zresztą jest uzasadnione, bo w wielu miejscach on wciąż z powodzeniem funkcjonuje.
Jednak zawsze istniała również pewna grupa ludzi, którzy z różnych względów dzieci mieć nie mogli lub też stracili je, gdy były jeszcze małe. Do ich osobistego dramatu, związanego ze stratą najbliższych czy niemożnością doczekania się potomstwa, dochodzi jeszcze widmo samotnej starości, szczególnie niepokojące, jeśli mieszka się w wielkim mieście, z dala od rodziny.
Problem ten jest pogłębiany przez wewnątrzkrajowe migracje z ostatnich kilkudziesięciu lat, kiedy szukanie pracy i lepszego życia zmusiło wielu ludzi do przenosin z rodzinnej wsi do miasta. Wówczas rodzina jest jeszcze dalej, często ciężej też liczyć na wsparcie lokalnej społeczności w bloku z wielkiej płyty, gdzie czasami nie wiadomo, kto wynajmuje mieszkanie za ścianą.
Dla tych ludzi zazwyczaj momentem przełomowym jest śmierć współmałżonka. Dotychczas dwoje ludzi jakoś sobie radziło, a przede wszystkim było dla siebie wsparciem w codziennym życiu. Teraz jedno z nich zostaje samo, z obniżonymi dochodami po utracie jednej emerytury i z wydatkami, które nie stają się dużo niższe. I przede wszystkim z przerażającą pustką w mieszkaniu.
MOPSy czy kluby seniora nie zastąpią przyjaciół
Wsparciem ludzi w takich sytuacjach często zajmuje się państwowa opieka społeczna, np. MOPS. Dzięki niej seniorzy otrzymują pomoc w codziennych czynnościach, takich jak zakupy, gotowanie, sprzątanie czy nawet pranie ubrań. A w ich mieszkaniu pojawia się drugi człowiek, co bez wątpienia dodaje im otuchy.
Jednak opiekunka z MOPS-u nie jest w stanie zaradzić wszystkim ich potrzebom. Zazwyczaj ma wyznaczone godziny odwiedzin i ściśle określone obowiązki do wykonania, a następnie musi udać się do kolejnego podopiecznego. Problemem są więc sytuacje nadzwyczajne, np. konieczność wymiany jakiegoś sprzętu w kuchni czy nawet zrobienia drobnego remontu, kiedy dotychczasowe wyposażenie nie nadaje się już do użytku.
Myślę, że szczególnie istotnym problemem jest jednak brak rówieśników, z którymi starsi seniorzy mogliby utrzymywać relacje towarzyskie. Po prostu większość ludzi w ich wieku już zmarła lub ich stan zdrowia nie pozwala im na wychodzenie na zewnątrz, a czasami nawet na rozmowy telefoniczne.
Niejeden raz sam, rozmawiając ze starszymi ludźmi, doświadczyłem tego, że codziennymi newsami, którymi żyją, są często informacje, kto z ich znajomych już umarł, a kto jeszcze żyje. Chociaż tak właściwie, to nie ma z nim kontaktu, więc to, czy jest wśród żywych też jest niepewne.
Takiej samotności zaradzić najtrudniej. Jakimś rozwiązaniem mogą się wydawać coraz popularniejsze w ostatnich latach kluby seniora, ale one często są przeznaczone dla ludzi jeszcze sprawnych, którzy są w stanie sami do nich dotrzeć. Tymczasem pozostali z takich rozwiązań skorzystać nie mogą, a to właśnie im samotność doskwiera najbardziej.
Nie tylko „eurosieroty” – również euroseniorzy
Jednak nawet posiadanie dzieci nie zawsze chroni przed pozostaniem samotnym na starość. W końcu mogą one mieszkać tak daleko, że nie są w stanie zajmować się swoimi rodzicami. Wystarczy, że mieszkają w innym województwie, ale najbardziej emblematyczne są przypadki, kiedy wyjechały za granicę.
Myślę wręcz, że tak jak mówi się czasami o „eurosierotach”, tak samo można by mówić o „euroseniorach”, ludziach, których dzieci wyjechały za chlebem poza granice kraju.
Niech zilustruje to historia pani Ewy, która mimo posiadania dwóch córek pozostała sama w dwupokojowym mieszkaniu bloku.
Jedna z jej córek pracuje w Wielkiej Brytanii, druga w Niemczech, gdzie założyły rodziny i nie planują wracać do Polski. I chociaż dzięki temu były w stanie wesprzeć panią Ewę, chociażby przez wynajęcie opiekunki, która zajmowała się jej codziennymi sprawunkami i potrzebami, a także poprzez sfinansowanie drobnych napraw w mieszkaniu, to jednak rozmowy telefoniczne toczone pomiędzy różnymi krańcami Europy nie są w stanie zaspokoić potrzeby emocjonalnej bliskości, podobnie jak osobiste odwiedziny dwa razy do roku.
Całkiem podobna jest sytuacja ludzi, którzy mają swoje dzieci czasami na przysłowiowe wyciągnięcie ręki, ale już od lat nie utrzymują z nimi kontaktu, nie zamieniają słowa nawet z okazji Bożego Narodzenia. Ktoś znowu mógłby pomyśleć, że piszę o jakiejś historii rodem z filmu, gdzie jednym z filarów akcji (i zazwyczaj szczęśliwego zakończenia) jest pogodzenie się syna z niewidzianym od lat ojcem, obecnie już staruszkiem.
Lecz niestety, takie historie trafiają się też w prawdziwym świecie. A życie bywa brutalne i nie gwarantuje happy endu, chociaż nie czyni go też niemożliwym. Tak jak w przypadku pana Dawida, który przez kilkanaście lat nie utrzymywał kontaktu ze swoją córką, mieszkającą w sąsiedniej dzielnicy, zobaczył ją dopiero na kilka dni przed śmiercią, gdy w ciężkim stanie trafił do szpitala.
DPS dobry, ale nie dla każdego
Sposobem na rozwiązanie wielu zarysowanych powyżej problemów wydają się domy spokojnej starości, w praktyce będące najczęściej zwykłymi DPS-ami. Ich mieszkańcy na pewno nie mogą narzekać na brak ludzi dookoła, może co najwyżej kuchnia jest nie ta, którą lubią najbardziej.
Jednak chyba łatwo się domyślić, że codzienność wielu lokatorów tego typu placówek nie bywa tak różowa. Często tęsknią oni za dziećmi, które są gdzieś hen, daleko, aż wydawałoby się, że w innym świecie. Jeżeli kontakty z potomstwem nie układają się pomyślnie, to wynikający stąd brak kontaktu może być jeszcze bardziej bolesny.
Poza tym ludzie mają różne charaktery i co ma np. zrobić introwertyczka, przyzwyczajona od dziesięcioleci do mieszkania we własnym mieszkaniu, a teraz zamknięta w DPS-ie w jednym pokoju z kilkoma sąsiadkami, z którymi nie może znaleźć nici porozumienia?
Które być może są od niej znacznie młodsze, może mają własne choroby lub po prostu zupełnie różne doświadczenie życiowe. Nie są to chyba warunki, o których myślimy, gdy wyobrażamy sobie spokojną starość. I chociażby dlatego DPS-y też są miejscami, gdzie seniorzy muszą się mierzyć z samotnością.
Pośród najbliższych, ale jednak samotni
Jest jednak jeszcze jeden szczególny przypadek, być może najmniej oczywisty, o którym chciałbym tutaj opowiedzieć. Otóż już wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, w której nawet mieszkanie pod jednym dachem z własną rodziną nie chroniło seniorów przed doświadczeniem samotności. Zresztą, jeszcze raz przywołam porównanie do sytuacji, które dotyczą nie najstarszych, ale najmłodszych.
Każdy z nas chyba słyszał o dzieciach, które są otoczone dobrobytem materialnym przez swoich rodziców, tak jednak zaabsorbowanych pracą, że nie są w stanie poświęcić swoim pociechom odpowiedniej ilości czasu i w rezultacie czynią z nich emocjonalne półsieroty.
Bardzo podobne mechanizmy mogą również dotknąć seniorów, z tym że naturalnym biegiem rzeczy ludzie więcej uwagi poświęcają swoim dzieciom, więc nieraz dla pełnego zaspokojenia potrzeb swoich rodziców w podeszłym wieku nie są już w stanie znaleźć wystarczających sił fizycznych czy psychicznych.
Ciężko zresztą ich za to winić. Nie zmienia to jednak faktu, że seniorzy mieszkający ze swoimi dziećmi wraz z wiekiem i postępującą utratą kontaktu z rówieśnikami coraz bardziej doświadczają ciężarów samotności i to samotności ukrytej.
Pamiętacie Bylicę z Chłopów Reymonta? Przygnieciony wiekiem ojciec Hanki Borynowej i Weroniki, bez majątku, pozostaje na utrzymaniu biedniejszej córki, walczącej o byt swój i swoich dzieci. W rezultacie doświadcza w domu wielu pretensji i przytyków, i zaczyna odczuwać swoją pozycję jako balast dla córki i wnuków, aż w końcu decyduje się zostać dziadem proszalnym. W akcji powieści pojawia się jeszcze tylko jeden raz, gdy Hanka zauważa go w tłumie żebraków zgromadzonych na odpuście w Lipcach.
I chociaż ta historia rozgrywa się w zupełnie innych realiach społeczno-ekonomicznych niż współczesna Polska, to dobrze ilustruje, że to nie tylko kształt współczesnego społeczeństwa i rozluźnienie więzi rodzinnych odpowiadają za samotność seniorów. W wielu aspektach jest wręcz przeciwnie, współczesne państwo opiekuńcze zaspokaja wiele potrzeb najstarszych i ich los często jest lepszy niż bywał dawniej.
***
Jak wiadomo, społeczeństwo się starzeje, a liczba osób w podeszłym wieku wzrasta, a więc coraz więcej z nich będzie się borykało z przedstawianymi przeze mnie sytuacjami. Tymczasem tradycyjne struktury społeczne, takie jak rodziny wielopokoleniowe, coraz częściej są pieśnią przeszłości. Wobec tego myślę, że stosunek do seniorów i zdolność do ich zauważenia i wsparcia będą coraz bardziej wyznaczać poziom empatii, na który potrafimy się zdobyć jako społeczeństwo.
[ZT]25552[/ZT]
[ZT]25547[/ZT]
O autorze:
Tomasz Gałosz. Studiował zaawansowane materiały i nanotechnologię na UJ oraz filozofię na UP w Krakowie. Wieloletni wolontariusz Projektu a Paulo.
[ZT]25654[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz