Zamknij

Andrzejczak, Gawryluk, Stanowski. Prezydencka giełda nazwisk ujawnia tęsknotę

09:34, 12.02.2024 Piotr Trudnowski, Klub Jagielloński Aktualizacja: 09:36, 12.02.2024
Skomentuj

Andrzejczak, Gawryluk, Stanowski.

Prezydencka giełda nazwisk ujawnia tęsknotę za nowym rozdaniem

Piotr Trudnowski prognozuje przebieg zbliżającej się kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi 

Kolejne plotki o nieoczywistych kandydatach w prezydenckim wyścigu zwiastują oczekiwanie, że wybory prezydenckie zmienią dotychczasowe reguły gry oparte o duopol PiS vs. anty-PiS. „Trzeci kandydat” może odnieść sukces lub porażkę, ale niemal na pewno wymusi na zwycięzcy większy dystans względem partyjnych klisz. Jest szansa, że pozytywnie wpłynie na kształt kolejnej prezydentury nawet wówczas, gdy ostatecznie zwycięży kandydat rządzącego centrolewu lub głównej partii opozycji. Stawka jest wysoka, bo następca Andrzeja Dudy nie tylko powinien skutecznie przeprowadzić wyczekiwany ustrojowy reset, ale też stać się strażnikiem rozwojowych inwestycji w obronność, CPK i energetykę jądrową.

 

Za nieco ponad dwa miesiące w Polsce odbędą się największe i najbardziej angażujące dla partyjnych struktur wybory: głosowanie samorządowe. W jego ramach których wybierzemy blisko 2,5 tys. włodarzy (wójtowie, burmistrzowie, prezydenci), blisko 40 tys. radnych gminnych, 8 tys. radnych powiatowych i ponad 550 deputowanych sejmików wojewódzkich.

Chociaż to zdecydowanie największa „polityczna operacja”, a i głosowanie niezwykle istotne dla naszego codziennego życia – na dziś wydaje się zupełnie nieobecne w zbiorowej wyobraźni. Podobnie rzecz ma się z wyborami do Parlamentu Europejskiego, które czekają nas na początku czerwca.

Jeszcze krótko po październikowych wyborach wydawało się, że właśnie polityka europejska, wizja renegocjacji traktatów i stosunek do kontrowersyjnych unijnych kierunków rozwoju będzie polem nowego sporu między centrolewicową koalicją rządzącą a coraz bardziej suwerennistyczną opozycją.

Wraz z krajowymi bitwami o media publiczne czy mandaty Wąsika i Kamińskiego – agenda europejsko-suwerennistyczna również zeszła na dalszy plan. Jednocześnie od kilku dni emocje rozpala giełda nazwisk wokół wyborów, które czekają nas dopiero latem 2025 roku. Za 17 miesięcy. W polityce – to epoka. A jednak.

Galeria  pretendentów nieoczywistych

W piątek – w bezpiecznej formule „pół żartem, pół serio” – swoje aspiracje w wywiadzie z prezydentem Dudą ogłosił Krzysztof Stanowski. Jakkolwiek jego deklarację można postrzegać jako chwyt promocyjny lansujący start Kanału Zero, to wywołała ona i tak spore emocje.

Tym większe, że dzień później gospodarz nowego projektu „przedstawił” swojej publice gen. Rajmunda Andrzejczaka, który ma być wedle twórców Kanału największą niespodzianką i gwiazdą projektu. To musi budzić pewne zaskoczenie, biorąc pod uwagę jego dotąd raczej niszową rozpoznawalność.

Wróciły i wypłynęły na światło dzienne krążące od jakiegoś czasu plotki o politycznych aspiracjach byłego szefa Sztabu Generalnego. O ich popularności w dawnym obozie rządzącym przypomniał red. Jacek Gądek z gazeta.pl. Rozgorzały one po telewizyjnym wywiadzie generała w amerykańskiej telewizji dokładnie rok temu. W reakcji nań pojawiły się w sferze medialnej pierwsze takie sugestie, a kilka dni po telewizyjnym występie, 11 lutego 2023 roku – ktoś zarejestrował domenę andrzejczak2025.pl .

W poniedziałek stawkę podbiła Polityka Insight , informując o spekulacjach, jakoby w wyborach prezydenckich wystartować miała dziennikarka Polsatu, Dorota Gawryluk. Na wiarygodność tej historii składać się ma jej nowy format telewizyjny „Lepsza Polska”, niedawny list właściciela stacji Zygmunta Solorza-Żaka apelujący do mediów o wzięcie odpowiedzialności za obniżenie poziomu emocji politycznych, ale też i obecne od lat 90. w polskiej polityce przekonanie, że rzekoma „partia Solorza-Żaka” należy do najtrwalszych i ponadpartyjnych składowych polskiej sceny politycznej.

Nie da się wykluczyć, że wszystkie te spekulacje to po prostu sprawne i odważne zagrywki marketingowe mające zapewnić rozgłos nowym medialnym produktom. Nawet jeśli, to jednak ich rację bytu gwarantuje leżąca u podstaw popularności plotek całkiem realna emocja – poczucie zmęczenia kształtem sceny politycznej, diagnoza wypalenia jej dotychczasowego kształtu i oczekiwania, by wybory prezydenckie przemodelowały scenę polityczną.

Od Kwaśniewskiego do Hołowni

Zastanówmy się, dlaczego tak się dzieje. Historycznie to właśnie wybory prezydenckie w Polsce mają istotny potencjał modelowania sceny politycznej. Tak było w roku 1995, gdy rozpoczęły „epokę Kwaśniewskiego” i przypieczętowały sojusz establishmentów – postkomunistycznego i części postsolidarnościowego – na rzecz konsensusu euroatlantyckiego.

Tak było w 2005, gdy niespodziewany sukces śp. Lecha Kaczyńskiego unieważnił scenariusz rządów PO-PiS-u i  ufundował nowy podział polskiej sceny politycznej. Tak stało się  wreszcie w roku 2015, gdy 20-procentowy wynik Pawła Kukiza trwale osłabił Platformę Obywatelską, a jeszcze bardziej zaskakujący tryumf Andrzeja Dudy rozpoczął epokę samodzielnych rządów PiS, które przez wcześniejsze 8 lat postrzegano jako partię niezdolną do przejęcia władzy.

Również wyborom 2020 roku blisko było do momentu przełomowego. Wyniki Trzaskowskiego i Hołowni wieszczyły zmianę pokoleniową po stronie ówczesnej opozycji. Nie jest tajemnicą, że lider Polski 2050 upatrywał szans swojej kandydatury w zmęczeniu duopolem, a i obecny prezydent stolicy, by osiągnąć wynik powyżej 10 mln głosów, zdecydował się na zdystansowanie od Donalda Tuska.

Tamte wybory doprowadziły do sondażowej mijanki formacji byłego gospodarza „Mam talent” z Platformą Obywatelską, która niejako przymusiła Donalda Tuska do powrotu do krajowej, partyjnej polityki. Patrząc z szerszej perspektywy – bez 14% poparcia dowiezionego przy rekordowej frekwencji przez Trzecią Drogą polityczna zmiana 15 października 2023 zapewne by się nie wydarzyła.

W 2025 nie ma naturalnych pretendentów   

W wyborach następcy Andrzeja Dudy brakuje naturalnego pretendenta do zwycięstwa. Jak pokazał niedawno sondaż pracowni IBRiS – po stronie rządzących łeb w łeb idą dziś Szymon Hołownia i Rafał Trzaskowski. Pierwszy przeżywa moment wzrostu popularności i zaufania, ale trwałość tego trendu wydaje się stać pod znakiem zapytania.

Trzaskowski ma dziś na głowie wybory prezydenckie w Warszawie i wydaje się raczej biernie oczekiwać na rozwój wypadków.  Obaj panowie obecni w wyścigu w 2020 roku nie gwarantują na pewno efektu świeżości, który za półtora roku może być podstawowym oczekiwaniem sporej grupy wyborców.

Ostatnie tygodnie przynoszą też wzrost popularności pogłosek o nawrocie prezydenckich aspiracji Donalda Tuska, który miałby być chętny na wygryzienie obu młodszych kandydatów swojej strony polsko-polskiego sporu. Jakkolwiek nie sposób tego scenariusza wykluczyć, to konsekwencje jego realizacji zmniejszają jednocześnie jego prawdopodobieństwo . W razie ewentualnego sukcesu Tuska trudno bowiem wyobrazić sobie alternatywne przywództwo, które zagwarantowałoby czteropartyjnej koalicji centrolewu minimalną sterowność.

Czarnek czy Magierowski, czyli PiS w pułapce nierozstrzygalnej alternatywy

Jeszcze bardziej nieoczywista jest sytuacja w obozie opozycyjnym. Tak Beata Szydło, jak i Mateusz Morawiecki zdają się cierpieć na ten sam deficyt świeżości, co Hołownia i Trzaskowski. Jakkolwiek za 1,5 roku spora grupa wyborców Koalicji 15 Października może czuć pewne rozczarowanie, to akurat i Hołownia, i Trzaskowski nie będą twarzami tego rozczarowania tak wyrazistymi, jak twarze byłych premierów „dobrej zmiany”.

Wydaje się więc, że prawica skazana jest na eksperyment. Według mnie możliwe są dwa scenariusze. Bardziej prawdopodobny zdaje się ten idący z duchem czasów, każący stawiać na liderów wyrazistych, jednoznacznie suwerennistycznych i budujących się w ostrej kontrze do lewicowej rewolucji.

Wśród pierwszoligowych polityków prawicy do tej roli wydają się nadawać Przemysław Czarnek czy Patryk Jaki. To politycy tacy jak oni mają szansę przeprowadzić ostatecznie polską prawicy przez transformację, która przeżyły już amerykańska, francuska czy włoska scena polityczna. Czy nam się to podoba czy nie, wszędzie tam rozmemłane centroprawice zastąpili wyraziści i znienawidzeni przez establishment liderzy tacy jak Trump, Le Pen czy Meloni.

Problem jednak w tym, że takim nazwiskom w polskich warunkach na dziś trudno chyba będzie walczyć o 50%+1 głos. Jak dotąd prawica osiągała te sukcesy, prezentując kandydatów akceptowalnych dla politycznego centrum. Takimi byli wszak zarówno Lech Kaczyński, jak i dwukrotnie Andrzej Duda. Czasy się zmieniają, ale chyba nie aż tak szybko.

Z tego powodu alternatywą wydaje się próba powtórzenia manewru z 2015: bądź to wylansowanie kandydata „młodego, przystojnego i dynamicznego”, a więc umownych Tobiasza Bochańskiego czy Kacpra Płażyńskiego, bądź też próba poszukania kandydata „o formacie prezydenckim” poza typowym partyjnym zasobem. Symbolem takiej ścieżki niech będzie powracający co i rusz pomysł wystawienia Marka Magierowskiego – byłego dziennikarza i rzecznika Andrzeja Dudy, dziś ambasadora w Waszyngtonie.

Problem PiS polega na tym, że umowny Czarnek prezydentem raczej nie zostanie, bo nie przekona do siebie w drugiej turze elektoratu centrum. Umowny Magierowski wyborów nie wygra, bo nie wywoła wystarczającego entuzjazmu i zaangażowania aktywu i wyborczej bazy.

To, co chociaż w teorii możliwe w polityce parlamentarnej – gra na dwóch fortepianach – w wyborach prezydenckich wydaje się mało realne. Biorąc zaś pod uwagę, że wybory prezydenckie w naturalny sposób będą punktem kulminacyjnym walki o kształt prawicy po epoce przywództwa Jarosława Kaczyńskiego – prawica może wyjść z nich wyjątkowo poobijana.

Polska nie jest skazana na prezydenta centrolewu

Kolejnym aspektem, który czyni dyskusję o potencjalnych kandydatach 2025 tak pasjonującym, jest kontekst wyników głosowania w październiku 2023. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z bezprecedensową frekwencją, która zaprowadziła do urn wyborczych niewidzianą nigdy wcześniej grupę wyborców. Zagadką pozostaje  co ci, często nowi, wyborcy zrobią w dniu głosowań samorządowych i europejskich w 2024 roku, a co dopiero w roku 2025.

Chociaż sondaże partyjne  wydają się dziś umacniać nowy układ rządzący, to już bardziej zniuansowane badania mogą wieszczyć niestabilność postawy „nadmiarowych” wyborców. Choć krótko po wyborach badania CBOS wskazywały rekordowe wskaźniki poczucia obywatelskiej podmiotowości, to najnowsze z nich przynosi wieści zaskakujące.

Odpowiadający pod koniec stycznia na pytanie „Co Pan(i) czuje, kiedy myśli Pan(i) o sytuacji w Polsce?” najczęściej odpowiadali: „zdenerwowanie, irytację, zniecierpliwienie” (42%), „strach, niepokój, obawę, lęk” (40%) i „wstyd, zażenowanie” (36%). „Optymistyczny” zestaw uczuć („radość, szczęście, zadowolenie”) pojawił się dopiero… na 8. miejscu.

Nawet wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej radość, ulga czy entuzjazm deklarowane były rzadziej niż irytacja. Wśród wyborców Lewicy i Trzeciej Drogi – poziom deklaracji negatywnych uczuć niewiele odbiegał od wyników w naturalnie zniechęconym elektoracie PiS-u i Konfederacji.

Drugim istotnym kontekstem do analizy scenariusza prezydenckiego wyścigu zdają się być wyniki październikowego referendum. Jakkolwiek zostało ono przez ówczesny obóz rządzący przeprowadzone w sposób partacki i spotkało się z szerokim bojkotem, to jednak jego wyniki mówią coś nieoczywistego o „centrum” polskiej sceny politycznej. Na każde z powszechnie postrzeganych jako upartyjnione i zmanipulowane pytań zgodnie z intencją rządzących i tak zagłosowało… między 10,6 a 10,9 miliona osób.

To ponad 3 mln więcej, niż zagłosowało tego samego dnia na Prawo i Sprawiedliwość. To również, w przypadku każdego z czterech pytań, więcej, niż oddało głos na Andrzeja Dudę w drugiej turze wyborów prezydenckich 2020 roku. Tak naprawdę to wyniki referendum pokazują sufit poparcia nad kandydatem konkurencyjnym wobec przedstawiciela rządzącego centrolewu w głosowaniu za 1,5 roku.

Nie dziwi więc, że pojawiający się dziś na giełdzie nazwisk „alternatywni kandydaci” wydają się być bliżsi centroprawicy, niż centrolewicy. Do wzięcia jest co najmniej trzy miliony umiarkowanie konserwatywnych głosów ludzi, którzy z różnych powodów w październiku nie zagłosowali na formację Kaczyńskiego.

Polska nie jest skazana na prezydenta centrolewu

Kolejnym aspektem, który czyni dyskusję o potencjalnych kandydatach 2025 tak pasjonującym, jest kontekst wyników głosowania w październiku 2023. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z bezprecedensową frekwencją, która zaprowadziła do urn wyborczych niewidzianą nigdy wcześniej grupę wyborców. Zagadką pozostaje  co ci, często nowi, wyborcy zrobią w dniu głosowań samorządowych i europejskich w 2024 roku, a co dopiero w roku 2025.

Chociaż sondaże partyjne  wydają się dziś umacniać nowy układ rządzący, to już bardziej zniuansowane badania mogą wieszczyć niestabilność postawy „nadmiarowych” wyborców. Choć krótko po wyborach badania CBOS wskazywały rekordowe wskaźniki poczucia obywatelskiej podmiotowości, to najnowsze z nich przynosi wieści zaskakujące.

Odpowiadający pod koniec stycznia na pytanie „Co Pan(i) czuje, kiedy myśli Pan(i) o sytuacji w Polsce?” najczęściej odpowiadali: „zdenerwowanie, irytację, zniecierpliwienie” (42%), „strach, niepokój, obawę, lęk” (40%) i „wstyd, zażenowanie” (36%). „Optymistyczny” zestaw uczuć („radość, szczęście, zadowolenie”) pojawił się dopiero… na 8. miejscu.

Nawet wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej radość, ulga czy entuzjazm deklarowane były rzadziej niż irytacja. Wśród wyborców Lewicy i Trzeciej Drogi – poziom deklaracji negatywnych uczuć niewiele odbiegał od wyników w naturalnie zniechęconym elektoracie PiS-u i Konfederacji.

Drugim istotnym kontekstem do analizy scenariusza prezydenckiego wyścigu zdają się być wyniki październikowego referendum. Jakkolwiek zostało ono przez ówczesny obóz rządzący przeprowadzone w sposób partacki i spotkało się z szerokim bojkotem, to jednak jego wyniki mówią coś nieoczywistego o „centrum” polskiej sceny politycznej. Na każde z powszechnie postrzeganych jako upartyjnione i zmanipulowane pytań zgodnie z intencją rządzących i tak zagłosowało… między 10,6 a 10,9 miliona osób.

To ponad 3 mln więcej, niż zagłosowało tego samego dnia na Prawo i Sprawiedliwość. To również, w przypadku każdego z czterech pytań, więcej, niż oddało głos na Andrzeja Dudę w drugiej turze wyborów prezydenckich 2020 roku. Tak naprawdę to wyniki referendum pokazują sufit poparcia nad kandydatem konkurencyjnym wobec przedstawiciela rządzącego centrolewu w głosowaniu za 1,5 roku.

Nie dziwi więc, że pojawiający się dziś na giełdzie nazwisk „alternatywni kandydaci” wydają się być bliżsi centroprawicy, niż centrolewicy. Do wzięcia jest co najmniej trzy miliony umiarkowanie konserwatywnych głosów ludzi, którzy z różnych powodów w październiku nie zagłosowali na formację Kaczyńskiego.

Klub Jagielloński 

Piotr Trudnowski

Prezes Klubu Jagiellońskiego w latach 2018– 2023. Redaktor i szef działu „Podmiotowy obywatel” na portalu opinii Klubu Jagiellońskiego. Ekspert ds. społeczeństwa obywatelskiego Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i stały współpracownik czasopisma idei „Pressje”.

Działając w organizacjach pozarządowych, współinicjował kilka obywatelskich akcji w zakresie stanowienia prawa m.in. dotyczących ustawy o zbiórkach publicznych, tzw. ustawy o książce czy ustawy o Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Autor stanowisk Klubu Jagiellońskiego w konsultacjach publicznych m.in. ustawy o Narodowym Instytucie Wolności-Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i projekcie ustawy o jawności życia publicznego.

W latach 2012-2013 w Ministerstwie Sprawiedliwości uczestniczył w przygotowaniu tzw. ustaw deregulacyjnych oraz w pracach nad reformą procesu stanowienia prawa zwieńczonych projektem Koncepcji usprawnienia konsultacji publicznych rządowych projektów aktów normatywnych oraz Oceny Skutków Regulacji. W latach 2016-2017 był członkiem Zespołu ds. Zrównoważonego Rozwoju i Społecznej Odpowiedzialności Przedsiębiorstw przy ministrze rozwoju i finansów Mateuszu Morawieckim.

W przeszłości związany z Fundacją Republikańską, redaktor Rzeczy Wspólnych i Nowej Konfederacji. Pomysłodawca inicjatywy „Godzina dla Polski”. Zaangażowany w szereg działań trzeciego sektora o charakterze parasolowym, m.in. członek Rady Programowej VIII Ogólnopolskiego Forum Inicjatyw Pozarządowych, członek-założyciel Polskiego Towarzystwa Crowdfundingu, członek Rady Programowej 24. Szkoły Liderów Politycznych.

Mąż Karoliny, ojciec Leona i Józefa.

[ZT]29932[/ZT]

[ZT]29931[/ZT]

(Piotr Trudnowski, Klub Jagielloński)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%