Zamknij

Legendy kruszwickie: Wyspa Światowida na Gople [OPOWIADANIE]

08:51, 01.12.2024 PB Aktualizacja: 14:11, 01.12.2024
Skomentuj

Część I: Przepowiednia nad Gopłem

Opowiadanie na podstawie legendy o biskupie Reinbernie, który miał rzekomo odwiedzić tereny nad Gopłem po wygnaniu go z ziemi kołobrzeskiej na początku XI wieku.

Nad jeziorem Gopło, otulonym mgłą poranka, stała chatka rybaka, niedawno wzniesiona przy udziale miejscowych gościnnych ludzi. Na pierwszy rzut oka niepozorna, w środku skrywała ciepło ogniska i zapach suszonego węgorza, którego w wodach ogromnego jeziora nie brakowało. Właściciel, Borzymir, prosty człowiek o szczerym sercu, wiódł spokojne życie i dostanie. Bez problemu był w stanie wyżywić swoją rodzinę. Tego dnia los miał mu przynieść niespodziewanego gościa.

— Kto tam? — Borzymir podniósł wzrok znad sieci, słysząc niespodziewane pukanie do drzwi. Nieczęsto ktoś go odwiedzał, zwłaszcza w tak wczesnych godzinach.

Drzwi uchyliły się, a w progu stanął mężczyzna w podniszczonej szacie duchownego. Jego twarz zdradzała wyczerpanie, ale oczy lśniły determinacją. Przybył daleką drogą. Wydawał się strapiony i zmęczony.

— Niech będzie pochwalony... — głos przybysza zadrżał. — Potrzebuję schronienia.

Borzymir uniósł brew, spoglądając na obcego. Mimo nieufności wobec duchownych chrześcijańskich, wyciągnął rękę, by zaprosić go do środka. Dużo się mówiło o chrześcijańskim kniaziu, że oddał się nowej wierze ale sami poddani żyli sobie i wierzyli w to co nakazywała wiara przodków.

— Wejdź, człowieku. Nad Gopłem nie zwykliśmy odmawiać pomocy potrzebującym. Kim jesteś i co cię sprowadza?

— Biskup Reinbern jestem. Wygnano mnie z Kołobrzegu... podróżuje do Gniezna ale muszę się zatrzymać — jego słowa zawisły w powietrzu, a Borzymir uśmiechnął się gorzko.

— Kołobrzeg daleko stąd. Musiało cię nieźle wygnać, skoro aż nad Gopło cię przyniosło. Usiądź, napij się wody. Ale wiedz, że tutejsze ziemie niełatwo przyjmują nowe nauki. Byli i tacy co próbowali. Ledwo się im wydawało, że odnieśli zwycięstwo, na drugi dzień sromotną im czyniono porażkę.

Reinbern usiadł ciężko na ławie, a jego spojrzenie powędrowało ku oknu, za którym widać było spokojną taflę jeziora.

— Nie szukam konfliktu. Chcę... przekonać, że prawda chrześcijańska przynosi światło. Ale poganie, ich bóstwa i zwyczaje, są tu mocno zakorzenione. — Spojrzał na Borzymira z nadzieją. — Może ty pomożesz mi zrozumieć tutejszych ludzi?

Rybak zaśmiał się cicho, choć nie złośliwie.

— Zrozumieć? Światowid ich serca zna lepiej niż ty, biskupie. To tutaj wciąż jego posąg stoi na wyspie pośrodku Gopła. Niejeden kapłan tam chadza, ofiary składa, modły wznosi. Ludzie wierzą, że Światowid patrzy w każdą stronę i zna przyszłość każdego z nas.

Reinbern uniósł brew.

— A ty, Borzymirze? Ty też w niego wierzysz?

Rybak spojrzał na gościa poważnie, odstawiając kubek. Słyszał już jakie praktyki stosowała ta nowa wiara. Najpierw przyjeżdżają  wojowie i siłą niszczyli to co było od lat święte. Potem przybywali tacy jak on, jego gość i dopełniali zgryzot ludzi.

— Moja wiara jest w wodzie, w wietrze i w chlebie na stole. Chleb to mój pokój. Ale powiem ci coś, biskupie. Jeśli chcesz, by ludzie cię słuchali, musisz zrozumieć, dlaczego ich wiara tak głęboko sięga. Chodź. Zaprowadzę cię do kogoś, kto ci to wyjaśni lepiej niż ja. Skoro już przybyłeś taką drogę - powiedział Borzymir.

Rankiem następnego dnia Borzymir i Reinbern ruszyli łodzią ku wyspie. Jezioro Gopło spowite było ciszą, a mgła snuła się nad powierzchnią wody jak duchy przeszłości. Dłubanka była lekka ale stabilna. Długa na 10 łokci. Biskup widział jak na jezioro wypływają kolejni mieszkańcy okolic. Jego wzrok przykuł rybak, który podobnie jak Borzymir, miał łódź częściowo zanurzoną w wodzie. Obok niej było widać suszące się sieci. Mężczyzna chwycił za wiosła i cicho odbił od brzegu.  

Borzymir był takim rybakiem od lat. W łodzi miał niewielki kosz na ryby, mały nożyk do oczyszczania zdobyczy i ręcznie plecioną sieć. Powierzchnia wody odbijała zarówno kształt dłubanki jak i sylwetkę rybaka. W tle słychać było odgłosy budzącej się przyrody.

***

Pośrodku wód, ukryta w cieniu starych dębów, leżała mała wyspa – miejsce, o którym obcy nie wiedział. Tam, w sercu gęstwiny, wyrastał posąg Światowida, wykonany z ciemnego, surowego drewna, które zdawało się żyć własnym życiem. Cztery twarze bóstwa, wyciosane z niezwykłą precyzją, patrzyły w każdą stronę świata, jakby widząc wszystko – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Oczy każdej z twarzy zdawały się jednocześnie spokojne i przenikliwe, jakby spoglądały w dusze tych, którzy mieli odwagę zbliżyć się do świętego miejsca. Z rąk bóstwa zwisały drewniane korale, a u jego stóp spoczywały pozostałości dawnych ofiar – fragmenty ceramiki, wypalone drewno i suszone zioła, które wciąż roztaczały wokół ulotny zapach. Posąg wznosił się ponad ziemią niczym strażnik czasu, dumny i nieugięty, świadek epok, których nikt już nie pamiętał.

— Czemu mnie tu przyprowadziłeś, Borzymirze? — spytał Reinbern, gdy łódź przybiła do brzegu.

— Poznasz kapłana. Mądrzejszego ode mnie. Może on zrozumie, czego szukasz. Ale nie licz, że powita cię z otwartymi ramionami - odrzekł Borzymir, który przypomniał sobie wizyty podobnych do Reinberna na ziemiach jego przodków. Mimo tego z jakiegoś powodu mu zaufał, a może w duszy wierzył, że daleki przybysz zmieni swoje nastawienie. Był zresztą teraz w podartych szatach, pozbawiony nadziei, zgaszony, a także zdany na łaskę tego spokojnego ludu.

Gdy tylko weszli na wyspę, zza drzew wyłoniła się postać odziana w białą szatę. Był to Witosław, kapłan Światowida, o surowym obliczu i przenikliwych oczach. Trzymał w dłoni drewniany kij, ozdobiony wstęgami.

— Borzymirze, kogo przyprowadzasz na świętą ziemię? — jego głos był spokojny, ale stanowczy. Twarz mocno spięta, towarzyszyła słowom. Tworzyła obraz postaci surowej.

— Kapłana innej wiary. Szuka zrozumienia. Zdany jest na mnie i bezbronny - odparł Borzymir

Witosław spojrzał na Reinberna z zaciekawieniem, choć w jego spojrzeniu czaiła się także nuta podejrzliwości. Nie było w tym nic dziwnego. Kapłan pamiętał, a może sam przeżył, jak ci piewcy nowej wiary, niszczyli wszystko na swej drodze.

— Mów więc, przybyszu. Czego chcesz od Światowida i jego ludu? Czy źle ci było tam skąd przybywasz? - podniósł lekko brwi.

Reinbern uniósł głowę. W Turyngii gdzie się urodził, chrześcijaństwo było odkąd pamiętał. Dopiero Pomorze zmieniło jego myślenie o obcych w wierze.

— Nie chcę waszego bólu ani gniewu. Chcę pokoju i zrozumienia. Tam skąd przybyłem, już go nie ma - odparł biskup.

Kapłan milczał przez chwilę, po czym skinął głową.

— Światowid przemawia przez znaki i przepowiednie. Jeśli jesteś gotów, biskupie, usłyszysz jego słowa. Światowid jest strażnikiem czasu i losu. Patrzy w cztery strony świata, widząc to, co było, to, co jest, i to, co nadejdzie. Jego cztery twarze widzą drogę wschodzącego słońca, zachodu, miejsca, gdzie ziemia sięga nieba, i gdzie wody wnikają w głębię. Każde spojrzenie jest inną prawdą, ale żadna z nich nie jest całością. Prawda ta jest dla ciebie zamknięta, a jeśli ją poznasz będzie bolesna - powiedział stary kapłan.

Reinbern spojrzał na Borzymira, który tylko wzruszył ramionami. Pamiętał co stało się z diecezją kołobrzeską. Nie pomogło nawracanie siłą i mieczem. Nawet symboliczne oczyszczenie Bałtyku ze złych duchów, wrzucając przy tym do morza kamienie namaszczone świętymi olejami, dziś były tylko aktem dni minionych.

— Czasem, biskupie, prawda nie jest taka, jakiej byśmy się spodziewali. Przybywasz tu z obcą wiarą, która w twoim sercu zdaje się światłem. Ale Światowid ostrzega: nie każde światło prowadzi do dobra. Czas inny nadchodzi, ale ziarno, które zasiejesz, może być plonem albo zatrutym owocem - mówił dalej.

Witosław poprowadził ich do posągu Światowida, który stał w otoczeniu dębów. Kapłan ukląkł przed nim, zaczynając szeptać modlitwy w starodawnej mowie. Wiatr zaczął się wzmagać, a jezioro zdawało się burzyć.

Nagle Witosław przemówił głosem, który wydawał się jednocześnie jego własnym i jakby nieludzkim:

— Przybędzie dzień, gdy wędrówki wiary zderzą się z przeszłością. Jezioro, które skrywa tajemnice, stanie się miejscem przeznaczenia. Biskupie, twoja obecność przyniesie więcej niż światło. Przyniesie wybór. Dla każdego inny - dodał.

Reinbern poczuł zimny dreszcz na plecach. Witosław spojrzał na niego spokojnie.

— Światowid przemawia rzadko, ale jego słowa zawsze się wypełniają. Czy odważysz się usłyszeć jego głos?

Koniec części I. 

[ZT]37689[/ZT]

[ZT]37681[/ZT]

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

KokoKoko

1 0

Ja znam legęndę o uczciwym pisowcu ale to tylko legęda. 16:20, 03.12.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%