Dr Jakub Chmielewski z Działu Historii Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie podkreślił w rozmowie z PAP, że infrastruktura kolejowa miała bez wątpienia kluczowy wpływ na tempo przeprowadzania zagłady Żydów w ramach nie tylko akcji Reinhardt, ale również szerzej w kontekście całościowego "rozwiązania kwestii żydowskiej" dokonanego przez niemieckich i austriackich nazistów, tj. masowego ich mordowania w czasie II wojny światowej.
Infrastruktura kolejowa miała kluczowy wpływ na tempo przeprowadzania zagłady Żydów - powiedział PAP historyk dr Jakub Chmielewski z Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie. Według szacunków ponad 2,5 mln Żydów deportowano koleją na śmierć. W Sobiborze odbędzie się konferencja poświęcona temu tematowi.
- To właśnie przede wszystkim koleją transportowano Żydów na śmierć do obozów zagłady, ale pociągi z Żydami stanowiły stosunkowo niewielki procent transportów przechodzących przez Generalne Gubernatorstwo i inne tereny w sferze wpływów III Rzeszy. Pierwszeństwo na torach zawsze miały transporty wojskowe, z robotnikami przymusowymi, czy z żywnością. Jednak Zagłada miała kluczowe dla nazistów znaczenie, w związku z czym, niejednokrotnie pomimo wielu trudności, te deportacje były organizowane - zaznaczył historyk.
Zwrócił uwagę, że kolej była najbardziej dostępnym wówczas środkiem transportu, a sieć połączeń dobrze rozwinięta. Do tego - jak wyjaśnił - pozwalała przewieźć duże liczby osób w krótkim czasie na znaczne odległości. Innymi słowy, bez zaangażowania kolei zagłada Żydów w znanej nam skali nie byłaby możliwa.
Ekspert ocenił, że infrastruktura kolejowa miała duży wpływ na lokalizację przyszłych obozów zagłady. Wszystkie trzy obozy akcji Reinhardt, czyli Bełżec, Sobibór i Treblinka zostały zbudowane w pobliżu głównych linii kolejowych, ale jednocześnie na słabo zaludnionych peryferiach Generalnego Gubernatorstwa. Do każdego z obozów zagłady doprowadzono bocznicę umożliwiającą wtaczanie wagonów.
- Obóz w Sobiborze powstał przy linii nr 81 relacji Chełm - Włodawa. Nawet podczas trwania akcji Reinhardt pociągi pasażerskie zatrzymywały się na tej stacji dwa razy w ciągu dnia, a w Bełżcu i Treblince znacznie częściej. We wspomnieniach świadków można przeczytać, że jadąc pociągiem pasażerowie mijali na trasie obozy i czuli zapach palonych ciał, który roznosił się nad okolicą - przywołał dr Chmielewski.
Za ruch kolejowy w Rzeszy oraz na terenach kontrolowanych przez władze niemieckie odpowiadały koleje państwowe, tj. Deutsche Reichsbahn. Transporty Żydów realizowano za pośrednictwem lokalnych kolei. Jak wyjaśnił historyk, za organizację deportacji odpowiadały bezpośrednio władze SS i policji w poszczególnych dystryktach Generalnego Gubernatorstwa. To one występowały o przewóz Żydów do Generalnej Dyrekcji Kolei Wschodnich w Krakowie (Ostbahn) lub podległych jej Okręgowych Dyrekcji Kolei w stolicach dystryktów.
- Oczywiście władze kolejowe doskonale zdawały sobie sprawę, jaki jest cel tych transportów, ale Deutsche Reichsbahn były jednym z największych przedsiębiorstw Niemiec i dla nich nie było znaczenia kogo i po co będą przewozić. Koleje niemieckie na tym po prostu zarabiały jako firma - wyjaśnił historyk.
Władze SS i policji płaciły od jednej osoby dorosłej po cztery fenigi za przejechany kilometr. Za dzieci poniżej 10. roku życia płacono połowę tej stawki, a dzieci do 4. roku życia były przewożone za darmo. - Masowy mord Żydów nie miał własnego budżetu, więc eksterminacja była opłacana ze zrabowanych im środków - dodał dr Chmielewski.
Żydów polskich przewożono wagonami towarowymi, zwanymi ze względu na warunki "wagonami bydlęcymi". W jednym stłaczano nawet od 100 do 200 osób, które nie miały dostępu do wody, żywności, toalety. Liczba wagonów wynosiła średnio ok. 30-40. - Warunki były po prostu nieludzkie. Część osób, zanim dojechała do miejsca docelowego, była już martwa z powodu uduszenia lub zastrzelenia przez wartowników - przekazał historyk. Dodał, że w przypadku Żydów z zagranicy wykorzystywano też wagony pasażerskie trzeciej klasy. Taka podróż trwała nawet kilka dni.
W 1942 r., gdy trwała już akcja Reinhardt, na terenie Generalnego Gubernatorstwa służyło mniej niż 10 tys. niemieckich kolejarzy, głównie zajmowali stanowiska kierownicze, bądź byli kolejarzami na stacjach węzłowych. Natomiast ok. 120 tys. to byli głównie Polacy, a także kilka tysięcy stanowili Ukraińcy.
Na ważnych węzłach komunikacyjnych służyli również funkcjonariusze tzw. policji kolejowej (Bahnschutzpolizei), których zadaniem było zabezpieczenie kolejowej infrastruktury. Niejednokrotnie zdarzało się, że podczas kontroli pociągów pasażerskich i ludności na dworcach łapano osoby łamiące okupacyjne prawo, także Żydów podróżujących bez dokumentów lub na aryjskich papierach. - Funkcjonariusze ci uczestniczyli też w indywidualnych albo masowych mordach Żydów, stając się kolejnym elementem systemowej układanki uwikłanej w Zagładę - dodał historyk.
Za przygotowanie "specjalnych rozkładów jazdy" odpowiadał Referat 33. Generalnej Dyrekcji Kolei Wschodniej, w którym m.in. za transporty Żydów odpowiadał Walter Stier. - Starano się, aby te "pociągi śmierci" odjeżdżały punktualnie z peronów, aby nie utrudniać jazdy priorytetowym pociągom wojskowym. O ile za organizację i logistykę tych transportów kolejowych odpowiadali niemieccy kolejarze, to na wielu stacjach pracowali Polacy - zauważył ekspert.
Jako przykład podał, że na stacji w Sobiborze przez cały okres działania pobliskiego obozu zagłady (1942-1943) nie było niemieckich kolejarzy, zatem dokumenty przewozowe trafiających tu na śmierć Żydów odbierali polscy kolejarze. Również pociągi na terenie Generalnego Gubernatorstwa były prowadzone przez polskich kolejarzy.
Historyk podkreślił, że znajdowali się oni najniżej w służbowej hierarchii, przez co nie mieli możliwości odmowy wykonania rozkazu bez poniesienia konsekwencji. - Pod nadzorem Niemców musieli wykonywać swoją rutynową pracę, zapewniając płynny przepływ transportów z punktu A do punktu B - zaznaczył.
Parowozy do obozów zagłady wprowadzali Niemcy, ale zdarzało się, że robili to także polscy kolejarze. Jako przykład ekspert podał wypowiedź Henryka Gawkowskiego z filmu dokumentalnego Claude'a Lanzmanna "Szoah". - Mówił on, że kilkukrotnie w ciągu tygodnia - przez półtora roku - wprowadzał transporty do obozu Zagłady w Treblince. Inna sytuacja była w Sobiborze, skąd jesienią 1941 r. odwołano niemiecką załogę, więc niemieccy kolejarze nie mogli wprowadzać transportów do obozu zagłady. Podczas zeznań tylko jeden z polskich kolejarzy, w dość mglisty sposób sugeruje, że mogli to być polscy kolejarze. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie robili tego dobrowolnie, ale na wyraźne polecenie Niemców - przywołał dr Chmielewski.
Jednocześnie zaznaczył, że zdarzały się również chlubne postawy głównie polskich kolejarzy, którzy pomagali Żydom np. w ucieczce z transportu, w ukrywaniu, czy w zdobyciu fałszywych dokumentów. - W ramach "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" wymordowano ponad 5 mln Żydów. Ponad połowę z nich, czyli ponad 2,5 mln osób deportowano koleją na śmierć - poinformował dr Chmielewski, powołując się na ustalenia amerykańskiego historyka Raula Hilberga.
Jak zauważył doktor, współpraca SS i policji z koleją była nieodzowna dla tempa i skuteczności prowadzenia deportacji. - Bez udziału kolei, w tak krótkim czasie, nie udałoby się nazistom wymordować tak wielu osób. Niemieccy urzędnicy kolejowi na ogół nie widzieli pociągów śmierci, dla których opracowywali rozkłady jazdy, nie znęcali się nad ofiarami, dlatego można ich określić "sprawcami zza biurka". To właśnie bydlęcy wagon stanowi jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Zagłady - podkreślił historyk.
Konferencja naukowa "Pociągi śmierci - transporty kolejowe do niemieckich obozów zagłady. Stan wiedzy i postulaty badawcze" odbędzie się w dniach 8-10 września w Muzeum i Miejscu Pamięci w Sobiborze, wchodzącym w skład Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie. W poniedziałek zaplanowano transmisję online debaty poświęconej dokumentowi "Szoah" Claude’a Lanzmanna. Obóz zagłady w Sobiborze był jednym z kluczowych miejsc, w którym realizowane były zdjęcia do filmu.(PAP)
gab/ dki/
Skarga na Tomasza Frejliszka odrzucona. Radny skierował
Znam Frejliszka. On pomaga a nie obraża. Szpolorowskicgce Radnego zdyskredytować.
Zdzichu
09:44, 2025-09-07
Radny o skardze na Frejliszka: Nie mogłem postąpić soli
Gdy Frejliszek pokazuje odwagę i merytoryczne argumenty, Szpolorowski serwuje nam pustosłowie o ‚sprawiedliwości’, które brzmi jak kiepska wymówka. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla niego sprawiedliwość to po prostu brak problemów i patrzenia w drugą stronę.
Marcin
08:56, 2025-09-07
Radny o skardze na Frejliszka: Nie mogłem postąpić soli
Cieszy fakt, że skarga wobec radnego Frejliszka została odrzucona większością głosów – to sygnał, że rada stanęła po stronie merytorycznej dyskusji, a nie szykanowania osoby, która działa w interesie mieszkańców.
Marta
08:51, 2025-09-07
Radny o skardze na Frejliszka: Nie mogłem postąpić soli
Pan Szpolorowski swój zły wizerunek chce odepchnąć na Radnego Frejliszka. Tomasz nie daj się. W Grodztwie Cię popieramy za walkę o urządzenia melioracyjne.
Teresa
08:45, 2025-09-07
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz