Zamknij

Nic co gęga nie jest nam obce. Przygoda Pana Michała [ZDJĘCIA]

16:14, 21.06.2021 artykuł sponsorowany Aktualizacja: 16:45, 21.06.2021

Po dość udanej wycieczce rowerowej przyszedł czas na rajd pieszy. Pomysłodawcą naszej drugiej wyprawy i inicjatorem przygody był tym razem niestrudzony w bojach i przeprawach Pan Michał, który zaprosił nasze wychowanki, mnie i dwie nasze koleżanki z pracy (ale opowiem o nich później) do podążania śladami Nadgoplańskiego Parku Tysiąclecia.  Czterech wychowawców i niemalże cały szwadron dziewcząt grupy drugiej B dnia 10.06.2021 wyruszył w kierunku Rysiówki  na Potrzymiechu Rzeszynkowskim. 

Oczywiście ta piesza wycieczka to tak z przymrużeniem oka, bo pewnie trwałaby od świtu do zmierzchu. Trasa miała prawie 30 km i z pewnością niektóre dziewczęta by nam umarły. Dlatego też ostatnie kilkanaście kilometrów pokonaliśmy pieszo a większą część trasy jechaliśmy busem. Kierowca musiał obrócić dwa razy, bo było nas po prostu za dużo.

[ZT]16600[/ZT]

W okresie PRLu pewnie wszyscy weszlibyśmy do jednej Nyski i nie byłoby z tym większego problemu, ale czasy się zmieniły i w ogóle wszystko. Dlatego ci którzy wysiedli pierwsi, musieli na nas chwilkę zaczekać. Kiedy byliśmy już całą paczką Pan Michał siedmiomilowym krokiem ruszył naprzód, wytyczając pozostałym kierunek marszu.

[ZT]16622[/ZT]

Obok niego dreptała Pani Madzia z mikroskopijnym plecaczkiem. Włączyliśmy jakąś przyjemną muzyczkę i wraz z dziewczętami udałem się za nimi. Pierwszą wtopę zaliczyliśmy już na samym początku, kiedy nasza wychowanka cichcem wyrzuciła folię po zgrzewce wody mineralnej tuż przy wejściu do lasu, co oczywiście nie umknęło jednemu z mieszkańców tutejszej okolicy. Śledzący nas jakiś pan na quadzie od razu zwrócił nam uwagę i czym prędzej uprzątnęliśmy nasze śmieci. Podopieczne oczywiście udawały Greka, ale i tak znaleźliśmy winowajcę. Po chwili Pan Michał zarządził odwrót, bo trasę, którą obrał, skończyła się w zaoranym polu. W tej sytuacji pozostało nam tylko lewe pobocze głównej drogi. Nasza mistrzyni szybkiej organizacji, babeczek i pieczonego na pełnej prędkości ciasta, Pani Kinga, w czarnym Oplu wyprzedziła nasz peleton idący poboczem, żeby szybciej załatwić wszystkie sprawy organizacyjne i zawieźć resztę sprzętu na miejsce. Oczywiście wszyscy idący z tyłu chcieli się w jednej chwili zabrać na podwózkę.

[ZT]16623[/ZT]

No i zaczęło się właśnie to, co przewidywałem na samym początku. Grupa wyraźnie podzieliła się na dzielne zuchy, flaki z olejem i maruderów. Zawsze mam szczęście do tych ostatnich, bo przeważnie podążam w tyle a oni są jeszcze bardziej w tyle, czyli za mną. Wolę już te flaki z olejem, przynajmniej ta grupa jest tak zasapana, że nie ma już siły kwękać. Maruderzy to specyficzna grupa wycieczkowiczów danej zbiorowości, którzy zawsze znajdą jakieś powody do narzekania.

[ZT]16598[/ZT]

Pierwszym był plecak – duży, ciężki, ze śpiworem, bo na plecach, bo paski uwierają, bo ciągnie do tyłu. Nawiązując do mini plecaczka Pani Madzi, nie obeszło się bez pytań, dlaczego jest taki mały i dlaczego Pani nie ma takiego dużego i w ogóle, a one tyle muszą dźwigać. W kwestii ichniejszych analiz mnie też się dostało, bo również miałem mniejszy niż pozostali. Potem już było tylko za gorąco – Weronika się pociła, Kinga słabła a Lewandi bolały stópki. Dziewczęta bardzo się wspierały w tym biadoleniu jakby to miało przyspieszyć naszą wędrówkę. Na szczęście miałem obok siebie Sabrinę, która dzielnie znosiła wszelkie niewygody i od czasu do czasu ucinaliśmy sobie małe pogawędki. Kiedy dziewczyny się z tyłu mazały, jedliśmy jakieś cukierki i podziwialiśmy piękno polskiej wsi. Byłem pod wrażeniem swojej podopiecznej, która dźwigała plecak niemalże większy od nie samej. Miałem wrażenie, że ten mały podróżnik niesie na pleckach swój własny domek. Trochę mnie to rozbawiło, ale rozbawiło mnie bardziej, kiedy śpiwór okazał się dla niej wielkości namiotu. 

[ZT]16582[/ZT]
Powolutku zbliżaliśmy się do promu, żeby przeprawić się na drugi brzeg Gopła. Teraz zaczął się prawdziwy marsz malowniczą okolicą w kierunku Rysiówki. Maruderzy naturalnie nie odpuszczali pytaniami typu a daleko jeszcze?, kiedy będziemy?, i czemu tak długo? Następnym razem pewnie będę szedł z przodu.

[FOTORELACJA]2109[/FOTORELACJA]

Do Rysiówki dotarliśmy po jakiejś niecałej godzinie od promu. Dziewczęta były miło zaskoczone malowniczym miejscem i dobrymi warunkami zakwaterowania. Pani Kinga była już na miejscu i zadbała o podgrzanie pysznej zupy Pani Grażynki, a mianowicie meksykańskiej – najlepszej. Razem z Panem Michałem opędzlowaliśmy dwa talerze i przez pryzmat napchanego brzuszka nasza praca była piękniejsza niż kiedykolwiek. Kiedy podano ciasto i babeczki Pani Kingi to już w ogóle.

[ZT]16592[/ZT]

Nasze dziewczęta najadały się do syta i przyszedł czas na relaks. Nie tylko dla naszych podopiecznych, które zaczęły tańcować i grać w piłkę siatkową. Osobiście rozłożyłem się na materacu jak Jinx po obiadku, co oczywiście nie umknęło uwadze Panu Michałowi, który pstryknął mi fotkę. Pani Kinga wpadła na pomysł dowiezienia lodów i z pozycji materaca zacząłem zastanawiać się, dlaczego miałbym być w tym fakcie pominięty. Rozdarłem się, że też chcę loda i już nie mieli wyjścia. Także Pan Michał i Pani Kinga udali się do pobliskiego wiejskiego sklepiku, gdzie zostawili fortunę za kaktusy w kolorowych polewach. Pani Kinga była naszą perełką organizacyjną i tak zasuwała, że moje nogi pod ławką tańcowały w jej rytmie. Wspólnie stwierdziliśmy, że dobrze jest mieć taką organizacyjną torpedą w zanadrzu. Ogólnie prawie wszyscy byli zadowoleni, ale oczywiście trafiła się jakaś naburmuszona, która z kwaśną miną siedziała na ganku Rysiówki. Bo muzyka nie ta, bo nie ma co robić, bo jest nudno. Na szczęście nikt się tym dłużej nie przejmował i sytuacja sama z siebie uległa poprawie. W między czasie Pani Madzia ograniczyła moją swobodę na materacu a potem zmusiła do wspólnych zabaw tanecznych. Naprawdę nie przypuszczałem, że tak dobrze tańczę?! 

W godzinach popołudniowych dotarła do nas Pani Dyrektor i mieliśmy zorganizowaną prelekcję na świeżym powietrzu o całej przyrodzie, która nas otaczała. Dyrektor NPT jak zawsze w ciekawy sposób przekazał wiedzę i ciekawostki naszym podopiecznym. Jedną z nowinek była gęś gęgawa, która - dla przykładu - zaskakująco długo żyje, a nikt o tym wcześniej nie wiedział. Słuchaliśmy historii Gopła i o tym, gdzie chowają się nietoperze. O której zaczynają gryźć komary dowiedzieliśmy się już w porze ogniska. Nalot komarów o zmroku przypominał zmasowaną akcję na Pearl Harbor i żeby samemu nie zostać zjedzonym, to czym prędzej udaliśmy się do naszej Rysiówki. Ale mimo wszystko kiełbacha była po prostu pyszna.

[ZT]16600[/ZT]

Dziewczęta po toalecie wieczornej rozlokowały się w pokoju i zorganizowałem im kino na dużym formacie. Oczywiście zanim do tego doszło, to wychowanki kręciły się góra-dół w pełni korzystając ze swobód wyjazdowych. Rzutem na taśmę jako pierwszy poleciał horror. Wychowanka Magda pod koniec nie wytrzymała napięcia, myśląc, że zjawa jej zaraz wyskoczy przed twarzą. Dziewczęta po tym filmie wyjątkowo szybko biegały do toalety. Bo przecież Kiedy gasną światła.

Na szczęście drugim filmem była miłosna komedia. Dziewczęta nie spały do późna, ale w końcu były na swoim długo wyczekiwanym rajdzie. Bardzo chciałem obejrzeć z nimi ten horror, ale kiedy położyłem się na materacu okazało się, że mój najedzony brzuszek zasłania mi część ekranu. Leżenie na którymś boku albo na brzuchu było wykluczone z przyczyn technicznych. Musiałem po prostu zrezygnować.

[ZT]16598[/ZT]

Przy wieczornym zakwaterowaniu pojawił się mały problem organizacyjny, bo Pani Madzia musiałaby spać sama w pokoju. Pani Kinga z uwagi na poranne obowiązki i wyjazd służbowy musiała opuścić naszą Rysiówkę. Na pytanie Pani Madzi, czy nie zechciałbym spać gdzieś w pobliżu, oczywiście odpowiedziałem, że nie. Dlatego Pan Michał stanął na wysokości zadania i dotrzymał Pani Madzi towarzystwa. Cykor Pani Madzi zwyciężył. Finalnie i tak wszyscy potem wylądowali w moim pokoju, bo jadły ich komary. Nie byłem z tego faktu zadowolony, no ale cóż. Pan Michał i tak po chwili otworzył okno i zrobiło się prawie to samo, co w pokoju, który przed chwilą opuścili. Trudno. Teraz oprócz moich odgłosów fizjologicznych musieli słuchać bzyczenia komarów. 

[ZT]16587[/ZT]

Następnego dnia musieliśmy przygotować się do wyjazdu. Angelika, Lewandi, Sabrina i Nikola pomagały uprzątnąć nasze obozowisko, bo tuż po naszym wyjściu przybywała następna grupa. Wszystkie dziewczęta były w coś zaangażowane, ale ta czwórka zasługiwała na szczególną pochwałę. Wszystkich maruderów zapakowaliśmy wraz z bagażami do busa a pozostałe dziewczęta dzielnie maszerowały ze mną i Panią Madzią w kierunku przeprawy promowej. Pan Michał w drodze powrotnej podziwiał kolorowe pejzaże nie tylko za oknem, ale także na fotelu, bo dwie dziewczęta nie wytrzymała wstrząsów i wertepów drogi powrotnej. Mogły iść z nami, ale wolały malować obrazy. 

Kolejna misja zakończona sukcesem i czekamy na kolejne przygody i wyzwania.

[ZT]16585[/ZT]

Chcielibyśmy podziękować pani dyrektor Ilonie Dybicz za pomoc w organizacji rajdu, panu Andrzejowi Sieradzkiemu dyrektorowi NPT za ciekawą lekcję edukacyjną, pani Grażynce za cudowną zupę meksykańską, pani intendentce Wiesi za poczynione przygotowania i panu Mariuszowi za bezpieczny powrót do placówki.

[ZT]16588[/ZT]
 

(artykuł sponsorowany)
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
0%