Zamknij

Julia Rozworowska-Wolańska: Wszystko jest po coś 

19:49, 08.11.2021 . Aktualizacja: 19:55, 08.11.2021
Skomentuj

Każdy choć raz w życiu przeczytał hasło rzekomo motywujące z cyklu: „upadłeś, powstań” czy „ze złego rodzi się lepsze”. Trudno jednak wierzyć tylko słowom jeśli są one pogrupowanymi literami ze znakami interpunkcyjnymi i spacjami pomiędzy. Wierzy się  prawdziwym historiom, zwykłego niezwykłego człowieka. 

Szer. Monika Kowalska służy w 8 Kujawsko-Pomorskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej od ponad dwóch lat i jest żywym przykładem dla innych, aby motywacji szukać w działaniu a nie internetowych hasłach i krzykliwych sentencjach. Poniżej rozmowa z szer. Moniką Kowalską.

-Pamiętasz ten pierwszy raz?

Trudno zapomnieć. Mam ten obraz, tę twarz i spojrzenie cały czas w pamięci i nie zapomnę chyba nigdy. To była pani Anna. Ciężko chorowała na raka. Bardzo mocno chciała wyjść do domu nawet na własne żądanie. Dostała zgodę, ale się dusiła i nie mogła oddychać. Trzymałam ją za rękę. Poprosiła, żebym wybrała numer do jej syna. Wybrałam. Podałam jej ten telefon i ona powiedziała: „synek ja umieram”. To mną wstrząsnęło. Tego się nie da wymazać. Umarła.

Później było jeszcze kilka innych przypadków. Była też taka starsza pani. Bardzo dotknięta wiekiem i chorobą. Powiedziała mi, gdy z nią rozmawiałam, że ona przeprasza, ale nie ma pieniędzy. Ja jej na to, że przecież jestem tu dla niej, że nie musi mi płacić. Ona mi tak tymi pieniędzmi chciała podziękować. Gdy powiedziałam,  że bez prezentów jest dobrze, obiecała, że jak wyjdzie ze szpitala, jak wyzdrowieje, to muszę koniecznie przyjechać do niej na herbatę. Nie wypijemy już razem herbaty. Również odeszła.

-Kogoś jeszcze pamiętasz?

Takich przypadków było bardzo dużo. Trudno mi teraz ogarnąć myśli. Ale dotknęła mnie również historia pacjenta chorego na białaczkę. Gołym okiem widać było, że był zamożny, że chyba był biznesmenem. Izolował się. Zamykał drzwi do sali. Nie chciał z nikim utrzymywać relacji. Ze mną jednak porozmawiał. Pokazał zdjęcia z miejsc w których bywał, samochody które posiadał. Chyba trochę chciał się pochwalić. Koniec końców o rybach rozmawialiśmy. On lubił wędkować. Zupełnie tak jak ja.  Opowiedział mi wtedy o swojej chorobie i o tej świadomości, że już niewiele czasu mu zostało. To było przykre, ale dla mnie ważne, takie wyróżnienie, że to właśnie mi zaufał.

-To wtedy zrodziło się w tobie powołanie do służby?

Ja tę chęć pomocy innym to miałam w sobie od zawsze, od kiedy pamiętam. Nawet jak byłam mała, to zawsze chciałam pomagać. Pomoc to znaczy coś więcej, to proces,  to rozmowa, to troska, szacunek, miłość, czas, to danie czegoś komuś od siebie. Tego się nie da nazwać słowami. Wcześniej, jeszcze w liceum byłam wolontariuszką w placówce opiekuńczej. Pomagałyśmy z koleżankami dzieciom z niepełnosprawnościami odrabiać lekcje, wykonywać prace plastyczne czy wychodzić na spacer. To też był rodzaj służby.

-Ale obecnie już przecież służysz?

Tak i to z tej mojej służby w 8 Kujawsko-Pomorskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej zrodziły się studia pielęgniarskie, które rozpoczęłam dwa miesiące temu. Gdyby nie WOT i działania covidowe na oddziale wewnętrznym w szpitalu w Brodnicy, nie wiem czy podjęłabym decyzję o tych studiach. Mam już swoje lata. Jestem magistrem administracji publicznej. Mam męża i dwójkę małych dzieci. Miałam do tej pory w miarę poukładane życie. Nie myślałam o wielkich, a na pewno nie drastycznych zmianach. Życie jednak chciało inaczej. Tak widocznie miało być.

-To znaczy?

Gdy zaciągałam się do służby było mi bardzo ciężko. Mój mąż, zawodowy żołnierz podsunął mi pomysł, abym wstąpiła do WOT. Ja w siebie nie do końca wierzyłam. Przez pierwsze trzy dni szkolenia podstawowego mocno chodziła mi po głowie myśl, żeby zrezygnować, że już dosyć. Ale dzięki cudownym ludziom zostałam. Wspieraliśmy się nawzajem. Później już na przysiędze, była ta ogromna satysfakcja, że daliśmy radę. Takich emocji się nie zapomina. Ludzi zresztą również.

-A później?

Później odsłużyłam zaledwie trzy rotacje. Miałam pójść do nowej pracy, ale nie wyszło. Mój pierwszy dzień w pracy był tym samym, moim ostatnim. Firma została zamknięta. Ale pojawiły się działania w ramach operacji: „Odporna Wiosna” i później „Trwała Odporność”. Powoływałam się przez cały czas. Nawet święta wielkanocne spędziłam na służbie. Czułam, że tak trzeba. Później pojawiły się też działania właśnie w szpitalu i myślę, że tam mógł zakiełkować pomysł na studia pielęgniarskie, choć zdecydowanie nie byłam tego świadoma.

-A kiedy zaczęłaś o tym myśleć tak na poważnie?

To w sumie była trochę śmieszna sytuacja. Personel szpitala, panie pielęgniarki, opiekunowie, salowe wszyscy widzieli moje zaangażowanie. Pracowaliśmy tam razem przecież bardzo długo i one mnie zapytały: „Czy już zapisałam się na studia pielęgniarskie?” A pan dyrektor dodał, że jestem u nich tak często, że pewnie niedługo będzie musiał przygotować dla mnie umowę o pracę. To było naprawdę miłe. W maju okazało się, że więcej znajomych z tego szpitala, bez studiów pielęgniarskich chce studiować właśnie pielęgniarstwo i się zapisałam.

-Administracja publiczna nie ma zbyt wiele wspólnego z szeroko rozumianą biologią?

No nie ma. Też się tego obawiałam. Studia kończyłam już jakiś czas temu i całkowicie nie miały one nic wspólnego z tym, czego się teraz uczę. A uczę się podstawowej opieki nad pacjentem, iniekcji, cewnikowania, także ścielenia łóżek. Ale wierzę, że dam radę. Moja mama zawsze powtarzała, że ja już tak mam, że jak się czegoś podejmę to zawsze to kończę. Wierzę, że i tym razem również tak będzie. Zresztą na roku mam osoby w bardzo różnym wieku. Chyba nie ma zasady, że studiować muszą tylko ludzie młodzi, zaraz po maturze.

-Jaka byłaś przed działaniami w szpitalu.

Przede wszystkim przed podjęciem służby w WOT, nie wierzyłam w siebie aż tak bardzo. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w służbie zdrowia aż tak brakuje rąk do pracy. Nie znałam siebie z takiej strony, jak teraz, że mogę usiąść i porozmawiać z ludźmi w tak trudnych sytuacjach. Zdecydowanie nie zdawałam sobie sprawy, że życie jest takie kruche. Teraz już  wiem, że wszystko jest po coś i jestem wdzięczna za to, czego mogłam doświadczyć. Wstąpiłam do WOT, żeby być blisko ludzi: „Zawsze gotowi i zawsze blisko”, żeby pomagać. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że czas pokaże i będę aż tak blisko, na tzw. wyciągnięcie ręki.

Szer. Monika Kowalska służy w 8 Kujawsko-Pomorskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej od ponad dwóch lat i jest żywym przykładem dla innych, aby motywacji szukać w działaniu a nie internetowych hasłach i krzykliwych sentencjach.

Rozmawiała: ppor. Julia Rozworowska-Wolańska

[ZT]18105[/ZT]

[ZT]18090[/ZT]

 

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%