Zamknij

Narratorium Kruszwickie: Zamek Kruszwicki cz. 6 [JAN KWIATKOWSKI]

16:43, 18.04.2025 Aktualizacja: 18:58, 18.04.2025
Skomentuj
  • Narratorium Kruszwickie. Młody rycerz Miłosław, syn księcia Leszka, powraca z walk do Gniezna, gdzie matka, księżna Knasława, ostrzega go przed grożącym niebezpieczeństwem.

  • We śnie ujrzała aniołów przestrzegających przed wyprawą do Kruszwicy, gdzie król Popiel miał knuć spisek przeciwko ich rodowi. Pomimo próśb matki, Miłosław postanawia wyruszyć na spotkanie ojca, zabierając ze sobą wiernego wojownika Sędziwoja oraz dwóch tajemniczych młodzieńców rodem z Grecji.

  • W trakcie podróży przez ponury las spotykają Staszkę, młodą, obłąkaną księżniczkę, opuszczoną i tułającą się samotnie. Jej smutek oraz pełne rozpaczy słowa ukazują dramat osobisty i polityczny – odrzucenie przez bliskich oraz chaos w rodzie Lechów. Sędziwój rozpoznaje w niej siostrę królewską i próbuje ją uspokoić, lecz Staszka wybiera samotną tułaczkę, przekonana, że jej obecność przynosi więcej nieszczęść. Poniżej części od I do V.

[ZT]38023[/ZT]

[ZT]38446[/ZT]

[ZT]39033[/ZT]

[ZT]39186[/ZT]

[ZT]41069[/ZT]

VI.
    Miłosław przenocowawszy wraz z swoim orszakiem nad brzegiem jeziora, ocknął się skoro świt, a powstawszy, chciał obudzić swych ludzi. Wtem zaszedł mu drogę młody człowiek, w ubraniu wieśniaczem, pozdrawiając go w sposób pełen uszanowania.
    — A, to ty Piaście — zawołał Miłosław z zadowoleniem. — Zaprawdę ledwom cię poznał w tym nowym stroju. Wyrzekłeś się już tedy stanowczo rzemiosła wojennego, a zamieniając oręż na pług, zostałeś rolnikiem.
    — Uważam, że pług jest równie szlachetnem narzędziem jak oręż; pomimo to ręka moja od korda nie odwykła i w każdej chwili gotów jestem stanąć do boju. Jednakże nie o sobie przyszedłem Ci mówić, dostojny Panie — lecz przynoszę pożądaną wiadomość od księżniczki Rzepichy — a raczej mam od niej polecenie przyprowadzenia Cię w miejsce, gdzie się ona znajduje.
    — Gdzież jest Rzepicha? Czy nie przebywa na zamku królewskim?
    — Nie, Panie, siostra Twa jest pod strzechą wiernego Twego sługi. Jeszcze parę kroków stąd, a ujrzysz ją w Twojem objęciu.
    — Co mówisz, Piaście? Rzepicha znajduje się w twoim domu?... Jakimże sposobem dostała się tam z zamku od boku królowej?
    — O tern dowiesz się, książę, natychmiast.
    W samej rzeczy znajdowali się w tej chwili przed porządnie zbudowaną osadą kmiecią, leżącą w cieniu wyniosłych więzów. Pomiędzy drzewami za domem mieszkalnym widać było obszerną pasiekę, na boku wysoki gołębnik, a na dachu z sitowia — mieszkanie bociana.
    Zaledwie Miłosław przestąpił próg tego cichego domku, wybiegła mu naprzeciw Rzepicha, rzucając się w objęcia brata.
    — Przybyłeś nareszcie, Miłosławie — zawołała — ach, z jaką cię wyczekiwałam niecierpliwością!
    — Pójdź, bracie, i usiądź tu przy mnie, gdyż wiele Ci mam do opowiedzenia.
    Posłuszny temu wezwaniu, zajął Miłosław miejsce na wskazanem siedzeniu, obok niego usiadła Rzepicha. Piast spoczął w pewnem oddaleniu, a sędziwa jego matka usunęła się z kądziołką w głąb izby.
    — Wiadomo ci, mój bracie — mówiła Rzepicha — że przed dwoma przeszło miesiącami, rodzice moi, skłaniając się do życzeń królowej, przysłali mię tu do Kruszwicy. Niechętnie jechałam, zdawałam się niejako przeczuwać, iż to miejsce będzie mi niemym świadkiem smutków i udręczeń. Lecz ciebie nie było, aby rodziców odwieść od tego zamiaru, a ja sama nie śmiałam się sprzeciwiać wyraźnej ich woli.
    — Przyznać muszę, iż pomimo królowa zrazu łaskawie ze mną się obchodziła, ja nigdy równą monetą odpłacić jej nie byłam w stanie. Nigdy też najsłabszej iskierki przywiązania dla niej znaleźć w sobie nie mogłam. Umysł jej wydawał mi się niestałym i przewrotnym, jak umysł osoby, nie będącej nigdy w zgodzie z myślami swoimi. Przytem zauważyłam, iż służebne jej drżały przed nią, jak niewolnicy przed swym srogim panem. Również i do króla czułam wstręt nieprzezwyciężony — zasępione i blade jego oblicze czyniło na mnie wrażenie piekielnej mary.

[ZT]41436[/ZT]

[ZT]41434[/ZT]


   — Smutno i samotnie schodziły mi dnie w zamku Kruszwickim. Z niecierpliwością oczekiwałam wezwania ojca do powrotu, gdyż znudzona i stęskniona często sobie przypominałam wesołą ojców naszych dziedzinę, gdzie tak słodkie, tak szczęśliwe chwile przeżyłam.
    — Tymczasem dziwne rzeczy działy się w zamku: z ponurych zakrętów tej obszernej budowy wysuwały się co chwilę ciemne jakieś postacie i natychmiast w ciemności znikały. Królowa zwykli była co wieczór schodzić wraz z swym ponurym małżonkiem do sklepienia podziemnego, z którego często dochodziły dziwne jakieś głosy. Czasami nawet dawał się słyszeć huk, podobny do grzmotu, tak, żeśmy wszystkie drżały z bojaźni, nie śmiąc i słowa do siebie przemówić. Zwykle około północy wracali oboje do swoich komnat; ona, z włosami i odzieniem w najokropniejszym nieładzie, z oczyma roziskrzonemi, zaciśniętemi ustami, jeszcze dumniejsza i surowsza jak zazwyczaj, on, daleko bledszy niż zwykle, o chodzie niepewnym, z oczyma spuszczonemi, postacią nachyloną ku ziemi i ociężałą.
    — Niestety, wkrótce dowiedziałam się o czem wolałabym zamilczeć, zwłaszcza że królowa sztuce czarodziejskiej oddana, wieczorami, w bałwochwalni ofiary składa. Nie przypuszczałam jednak, że się wkrótce o rzeczy jeszcze okropniejszej dowiem. Oto usłyszałam przypadkiem, przed sześciu dniami może, jak się królestwo oboje zmawiali, żeby mię zmusić do nauczenia się tych zaklęć i znaków czarodziejskich. Tego mi już było zanadto. Udałam się przeto do Gierdy i nie zdradzając, że wiem o jej zamiarach, prosiłam usilnie, aby mi pozwoliła wrócić do moich drogich rodziców.
    — Tak prędko, jak ty sądzisz — odrzekła mi z szyderczym uśmiechem — nastąpić to nie może, gdyż król i ja mamy już pewne względem ciebie zamiary i nie wypuścimy cię z zamku, chyba, jeśli nas zapewnisz, że się naszej woli sprzeciwiać nie będziesz.
    — Zbladłam z oburzenia na taką mowę — krew we mnie zawrzała, a nie mogąc znieść tego lekceważenia, rzekłam jej z wyrazem najwyższej pogardy: Tak to szanujesz książęce urodzenie moje, tak dopełniasz przyrzeczenia danego moim rodzicom, że mi matkę zastąpisz?... Poznać teraz można prawdziwie, że dobre duchy ustąpiły z tej starożytnej przodków mych dziedziny, a zbrodnia i nieprawość wprowadziły się do tych murów za tobą, niecna córko ludów w niewolniczem służalstwie zrodzonych i wychowanych!...
    — Oczy Gierdy zabłysły ogniem najzapalczywszej złości, a przez blade i zaciśnięte usta zaledwie się zdołały przecisnąć te słowa: Czy to tak mówisz do pani twojej, ty zuchwała i krnąbrna dziewko, śmiesz drażnić gniew i nienawiść moją, których potęgi jeszcze nie znasz!... Niechże ci się stanie tak, jakeś na to zasłużyła — a to masz na zadatek ...  — I zawzięta cudzoziemka wymierzyła mi, słyszysz Miłosławie, wnuczce królów, córze książęcej — oh to okropne!!... ona mi wymierzyła policzek... Poczem zwoławszy swe zaufane służebne, rozkazała, aby mię zawlokły do ciemnego więzienia.

[ZT]41467[/ZT]

[ZT]41416[/ZT]


    — Nie myśl jednakże, Miłosławie, żeby siostra twoja, a córka mężnego Leszka i cnotliwej Knasławy, miała się zniżyć do tego spodlenia, iżby błagała o litość tę, którą się brzydziła i pogardzała. W milczeniu dozwoliłam służebnym wykonać na sobie rozkaz Gierdy. — Dni kilka upłynęło mi w tej wilgotnej ciemnicy, gdy pewnego wieczora otworzyły się drzwi ciężkie i weszły służebne królowej, wlokąc za sobą żelazne kajdany. Stosując się do wyraźnego rozkazu swej pani, okuły mię w twarde i ciężkie więzy, poczem zaprowadziły mnie do najskrytszych jej komnat, których dotychczas nigdy jeszcze nie widziałam.
    — Ciemność okropna mię otaczała, nieprzytomna wskutek przelęknienia, jakby w marzeniu sennem leżałam przez chwilę na zimnych posadzki kamieniach. Wtem dym duszący napełnił całą izbę, usunęła się nagle ciężka zasłona, a ja ujrzałam Gierdę stojącą z rozpuszczonymi włosami przed otoczonym płomieniami posągiem jakiegoś bożyszcza. Trzymając w ręce okrągłe zwierciadło metalowe, w które się z uwagą wpatrywała, powtarzała ciągle swe czarodziejskie zaklęcia. Tuż przy niej stało dwóch mężów w czarne szaty przybranych, którzy coś jednostajnym mrucząc głosem, kadzidła na płomień od czasu do czasu rzucali.
    — Po chwili otworzyły się drzwi poboczne i ukazał się Popiel. Zbliżywszy się, padł przed bożyszczem twarzą o ziemię i począł przed nim czołgać się jak podlec niewolnik przed okrutnym swym tyranem. Przystąpiwszy doń Gierda rzekła rozkazującym tonem:
    — Powstań, królu Sarmatów, powstań i podnieś głowę — gdyż wkrótce będziesz nieograniczonym władcą twojego ludu.
    — Tu rozpoczęli wszyscy tajemną i długą naradę, z której tyle tylko wyrozumiałam, iż całe potomstwo Lecha zgromadzonem już jest w Kruszwicy, dokąd zostało zaproszone nie na ucztę przyjacielską i naradę, lecz na zupełne zniszczenie i wytępienie.
    — Dla dostąpienia tego celu — mówiła Gierda — wymaga wielki bóg ofiary krwawej, gdyż tylko krew ludzka pozyska nam jego względy. — Chceszli widzieć, królu, tę ofiarę, to spojrzyj... — mówiąc to wskazała na mnie — jest taką, jaką być powinna ofiara złożona: piękna dziewica, a do tego płynie w jej żyłach krew królewska.
    — Z zajadliwością rzucili się na mnie kapłani i podżwignąwszy z podłogi, uprowadzili w głębinę podziemną. Za nami szedł Popiel powolnym krokiem, a ja długo jeszcze słyszałam za sobą śmiech niegodziwej Gierdy.
    — Po długiem błąkaniu się ciemnymi i krętymi krużgankami podziemnymi, wprowadzono mię do okrągłej jakiejś i ciemnej budowy. Tutaj w pośrodku stał posąg otoczony dokoła płomieniami wydobywającymi się z czarnej otchłani.
    — U stóp tego bożyszcza złożyli mię kapłani... jeden z kapłanów, podniósłszy nóż obosieczny, miał mi już zadać cios ostateczny, gdy nagle z trzaskiem odskoczyły dębowe drzwi, a posąg drżąc zniknął w płomiennej przepaści.
    — Zdało mi się wówczas, że widzę dwóch przepięknych jasnowłosych młodzianów. Lecz to krótką tylko chwilę trwało, gdyż zemdlona padłam na ziemię, a przyszedłszy do zmysłów, ujrzałam się w ciemnej puszczy, na rękach poczciwego Piasta.
    W milczeniu i z pozorną spokojnością słuchał Miłosław opowiadania swej siostry — ciężkie tylko westchnienia zdradzały, co się w nim działo. Gdy dziewica opowiadania swego dokończyła, powstał z ławy i przetarłszy ręką czoło, jak gdyby się z przykrego snu przebudzał, utulił w swem objęciu łkającą Rzepichę.
    — I cóż teraz poczniemy, kochana Rzepicho, czy mam cię zawieść do ojcowskiego zamku w Gnieźnie, gdzie cię matka nasza z niecierpliwością i tęsknotą wyczekuje?...
    — O nie, mój bracie, wiesz przecie, że nie tylko mnie samej, ale ojcu i całej naszej rodzinie zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. Zostań tu, czuwaj z bliska nad drogimi nam osobami. Może bogi w swej nieograniczonej, niezmiernej łaskawości na usilne modły nasze odwrócą grożące im złe. Piast mi tymczasem da w swym domu przytułek.
    — O tak — przemówił gospodarz domu — proszę Cię o tę łaskę, dostojny książę, a jeżeli pozwolisz, abym i ja rzekł słowo, to polecam Ci domek mój jako najbezpieczniejsze schronienie dla Twej siostry. Nikomu i przez myśl nie przejdzie szukać jej w tej ubogiej zagrodzie, a gdyby nadspodziewanie królowa i tu służalców swoich wysłała, tedy zaufać mi możecie, iż wiernym pozostanę mej przysiędze.
    Zaledwie wyrzekł te słowa, otwarły się drzwi od sieni i weszli dwaj młodzieńcy z pozdrowieniem:
    — Pokój temu domowi!

[ZT]41476[/ZT]

    Miłosław poznał w nich Michała i Rafała, z którymi się w wigilią dnia tego rozstał. Postąpił ku nim bliżej, aby ich pozdrowić, oni jednakże dali mu znak, aby nie zdradzał, że mu są znajomi.
    — Dobrzy ludzie — rzekł Michał — jesteśmy posłańcami z dalekich krajów. Przyszliśmy też ze słowy pokoju do królów waszych, lecz Gierda, naigrawając się z nas, nie bacząc na zimno i niepogodę, kazała nas wypędzić z zamku. Noc dzisiejszą przepędziliśmy pod gołem niebem: do was zatem zwracamy się teraz z prośbą o schronienie.
    — Miłosławie — rzekła półgłosem do brata Rzepicha wzruszona — te same postacie widziałam przy mojem ocaleniu.
    — Ktokolwiek jesteście — odrzekł wędrowcom Piast, skłaniając się do ziemi — bądźcie pozdrowieni w moim domu, który chciejcie od tej chwili za swój uważać.
    — Lecz nie sami przychodzim; słudzy nasi niosą do was nieszczęśliwą, którą z głębin Gopła wydostali. — Ot i już nadchodzą. — W istocie, ukazało się we drzwiach dwóch ludzi, niosących pomału, ostrożnie, bezwładne ciało niewieście. Z włosów rozpuszczonych lały się strumienie wody — z piersi struga krwi płynęła. Sędziwa matka Piasta nadbiegła przelękniona i wskazała im łoże, na którem obumarłą złożono.
    — Na bogi — zawołała Rzepicha — toż to Staszka, siostra króla Popiela!... Och, komuż mógł zaszkodzić ten śliczny kwiatuszek? — Jakiż bezbożnik miał sumienie podnieść nań zuchwałą rękę!
    — To rana strzałą zadana; a nie macie też strzały? — zapytał Piast tych, którzy biedne dziecię tu przynieśli.
    — Oto jest.
    — Ależ to strzała zatruta! Trzeba jak najprędzej krew z jadem wyssać z rany.
    Po chwili, Staszka, której ból przywrócił zmysły, otworzyła oczy — podniosła głowę...
    — Gdzież jestem — rzekła słabym, ledwo dosłyszalnym głosem, patrząc naokoło siebie — ktoś ze skały zdmuchnął mię przed chwilą i wleciałam w przepaść, nie mając skrzydeł — a wszystko to z łaski kochanej Gierdy... Och, biada sierocie w domu bezbożnych!
    — Uspokój się, dziecię — rzekł Rafał, wskazując ręką w górę. — Patrz, tam Ojciec nasz wspólny ma drzwi otwarte dla płaczących sierót. — On twe cierpienia, On twe łzy policzy i stokrotnie cię za nie wynagrodzi.
    — Co za wdzięczna mowa — odrzekła Staszka rozmarzona — wyście chyba nie goście z naszej ziemi — o nie, tu nikt tak łagodnie do sierót nie przemawia, — jakże mi błogo... jak lekko.
    Znużona tym wysiłkiem, schyliła głowę i usnęła.
    Miłosław ze współczuciem patrząc na cierpiącą, rzekł: Ot jeszcze jedna ich ofiara, jeszcze jedna gołąbka, która zawadzała zgrai jastrzębi w rodzinnem swem gnieździe. Więc do Kruszwicy prowadzi mię moje przeznaczenie — wiele tam mam dzisiaj do czynienia, aby się godnie wywiązać z moich obowiązków syna i brata...
    — Stój, książę — zawołali obaj młodzieńcy — nie idź teraz do zamku Kruszwickiego. Obecność twoja tam na nic się nie przyda — udasz się tam nad wieczorem i dowiesz się o wszystkiem. Teraz pozostań, a my uwiadomić każemy orszak o miejscu Twego pobytu.
    Rzekłszy to, oddalili się, zostawiając za sobą jasną strugę światła.

Jan Kwiatkowski „Zamek Kruszwicki. Powieść historyczna z IX wieku”

Jan Kwiatkowski jest autorem streszczenia powieści historycznej „Zamek Kruszwicki”, wydanej w 1911 roku nakładem K. Miarki. Dzieło osadzone jest w realiach IX wieku, odwołując się do legend i wydarzeń związanych z historią Kruszwicy, jednego z najstarszych ośrodków osadniczych w Polsce.

Publikacja ukazała się w miejscowościach Mikołów—Warszawa, co wskazuje na szeroki zasięg działalności wydawniczej. Powieść wpisuje się w nurt literatury historycznej, która miała na celu popularyzację przeszłości oraz kształtowanie świadomości narodowej w okresie zaborów.

[ZT]41479[/ZT]

[ZT]41471[/ZT]

(PB)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%