Do opisywanego w przedwojennej prasie wydarzenia doszło z końcem marca. Probostwo w Polanowicach postanowiło okraść dwóch zamaskowanych włamywaczy.
- Wśród ciemności egipskich i w czasie, kiedy zwykli śmiertelnicy pogrążeni byli w głębokim śnie, zakradli się dwaj bandyci w czarnach maskach do
mieszkania ks. proboszcza Panińskiego. Jeden z nich wyjął zgrabnie i bez najmniejszego szelestu okienko, lekko osadzone nad wejściem do przedsionka - czytamy w archiwalnej notatce.
Włamywacze po dostaniu się do kościelnego budynku, sterroryzowali gospodynię i nakazali jej zaprowadzić ich do księdza proboszcza. Wraz z księdzem oraz jego siostrzenicą, zostali skrępowali prześcieradłem, przytykając do piersi rewolwer zażądali dostępu do szafy żelaznej.
- Otrzymawszy takowe zabrali się natychmiast do przeszukiwania szafy, w której znajdowało się kilka nowych naczyń kościelnych, kasetka z funduszem kościelnym, gotówka oraz kilkanaście przedmiotów mniej lub bardziej wartościowych - czytamy.
Co ciekawe włamywacze zażądali klucza do kasetki. Odmowna odpowiedź proboszcza odniosła niespodziewany skutek. Bandyci
postanowili jej nie ruszyć. Podobnie stało się z wieloma kościelnymi rzeczami. Łupem za to padły pieniądze m.in. 140 marek niemieckich w złocie, portfel skórzany z zawartością 60 złotych, jeden bankot pięciodolarowy pół dolara w srebrze oraz jeden srebrny talar jubileuszowy.
- W czasie plądrowania bandyci rozmawiali ze sobą po niemiecku, z księdzem zaś łamaną polszczyzną. Po zdemolowaniu aparatu telefonicznego, opuścili rabusie o godzinie 5 rano probostwo, znikając bez śladu. W ogrodzie porzucili zabraną z szafy żelazną patenę. Zawiadomiona o tym wypadku policja zarządziła natychmiast energiczny pościg za wyrafinowanymi bandytami - wyjaśnia ówczesna prasa.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz