Ostatnie lata to zanik nowych badań nad prasą oficjalnie wydawaną w PRL. Publikacja "Oficjalna prasa w PRL.Tom 1. Seria: Dziennikarze. Twórcy. Naukowcy” wydana w 2020 roku powraca jednak do tego tematu i przywołuje wielką rolę prasy tradycyjnej, która “stanowiła ogromny oręż władz w walce o rząd dusz Polaków, a skutki tamtego okresu odczuwamy do dziś" w obliczu raczkującego radia i telewizji. 1
Kim zatem byli dziennikarze PRL? Czy naprawdę przechodzili proces habituacji, o której profesor Daniel Wincenty wspomina, że była pewną formą autocenzury? Odpowiedź na to zagadnienie znajdziemy w książce "Nierealny Socjalizm", którego autorami są Jerzy Drygalski oraz Jacek Kwaśniewski. Szczegóły na ten temat znajdziemy w rozdziale dotyczącym polityki kadrowej i pożądanego modelu dziennikarstwa.2
Szczególnie istotna wydaje się wypowiedź, która padła na Nadzwyczajnym Zjeździe SDP. „Uważacie, że dziennikarstwo jest wolnym zawodem, że dziennikarstwo jest zawodem, w którym liczą się przede wszystkim kwalifikacje — jesteście w błędzie. Dziennikarstwo to jest zawód, w którym pierwszą kwalifikacją jest dyspozycyjność i posłuszeństwo. Jeśli poza tym jeszcze ktoś umie pisać, to dobrze, ale to jest sprawa pomocnicza i dodatkowa. Uważacie, że należy przejawiać pewne inicjatywy społeczne, przejawiać pewną aktywność — mylicie się. Wszelka inicjatywa, która nie mieści się w dyrektywach, jest sprzeczna z interesem partii dlatego, że zmusza partię do działań, które nie były uprzednio przewidziane".3
Ową wypowiedź skierowano do żurnalistów zatrudnionych w "Życiu Warszawy". Wprowadzała nowy klimat polityki karowej partii wobec całego ich środowiska. Autorzy publikacji podkreślają, że terminami ważnymi dla władz PRL była dyspozycyjność i posłuszeństwo oraz stworzenie grupy "zawodowej nie tylko dyspozycyjnej, ale i psychicznie dopasowanej do warunków, w których przyszło jej pracować". Przyrównano ich do roli pretorianów.
Jaki powinien być jeszcze dziennikarz według władz PRL? Bezrefleksyjny, posłuszny, dyspozycyjny wobec partii, ale "wolny wewnętrznie". Drygalski oraz Kwaśniewski wymieniają sześć elementów polityki kadrowej dziennikarzy. Wśród nich znalazły się: partyjna kontrola systemu awansowego, specyficzne reguły selekcji kadrowej, system nagród specjalnych, periodycznie powtarzane czystki, preferencyjna polityka płacowa oraz system szkolenia narybku. Ciekawa wydaje się zwłaszcza kontrola systemu awansowego. Mianowicie kierownictwo redakcji, stanowiąc przedłużenie terenowego komitetu PZPR ingerowały w treści oraz sprawy personalne wewnątrz redakcji. Ingerencja była różnorodna, nie sformalizowana, zawsze odpowiednia dla komitetu. 4
Ciekawe z perspektywy obserwacji całego środowiska dziennikarskiego wydaje się zwłaszcza metoda kontroli doboru kadry kierownicza. Partia miała wpływ na wszystkie stanowiska kierownicze od sekretarza redakcji wzwyż. Obsada redaktorów natomiast leżała w gestii Sekretariatu KC. Nie było istotne czy pismo wychodzi w Warszawie, czy poza stolicą. Przykładem jest tutaj "Polityka". Gazeta była na tyle istotna, że o wyborze redaktora naczelnego zawiadywał sam I sekretarz KC. Kandydatury zatwierdzał natomiast sam Wydział Propagandy KW. 5 Wśród pozostałych metod wiązania reaktora naczelnego i dziennikarzy była kooptacja, czyli sterowanie w kontekście odpowiednich wyborów do ścisłych władz partyjnych. Warto tutaj dodać, że zdarzało się, że dziennikarzami zostawały osoby, które przedtem nie miały nic wspólnego z dziennikarstwem jako takim. 6 Ową kooptacją, o której wspomina się w publikacji "Nierealny Socjalizm" była przynależnością redaktorów naczelnych do egzekutyw. KW. Centralnej gazecie partyjnej, „Trybunie Ludu", odpowiadał szczebel KC.
Redaktor naczelny „Życia Warszawy" był zwyczajowo, do końca lat 50-ych zastępcą członka KC. Miejsce zajmowane w aparacie partyjnym znacznie wzmacniało pozycję naczelnego w zespole, aczkolwiek niekoniecznie musiał on w samym aparacie odgrywać istotną rolę. Faktem jest, że gdy w roku 1971 ówczesny redaktor naczelny „Życia Warszawy" przestał zasiadać w najwyższych gremiach partyjnych, a miejsce tam zajął jego zastępca, oznaczało to początek końca kariery tego pierwszego.7
W pracy doktorskiej "Zawód dziennikarza w obliczu konwergencji mediów" Katarzyna Siezieniewska przypomina badania dziennikarzy w czasach PRL-u, które przeprowadziła wybitna amerykańska badaczka Jane Leftwich Curry. Profesor politologii na Santa Clara University w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych poświęciła wiele pracy takim zagadnieniom jak związki dziennikarzy z elitą polityczną PRL-u, określała ich mianem aktorów politycznych oraz wyjaśniała motywację do pracy ówczesnych ludzi związanych z mediami. Pojawia się tu pojęcie pasa transmisyjnego władzy. 8
Co ciekawe Curry wskazuje, że na tle innych państw Związku Radzieckiego, polscy dziennikarze cieszyli się niezwykłą wolnością. Według badaczki upolitycznianie nie wpływało na ich profesjonalizm mediów. Co mocno kłóci się z pracami badawczymi polskich historyków czy stanowiska IPN.9
- Curry charakteryzuje świat ówczesnych dziennikarzy jako świat konfliktów. Z jednej strony starali się być profesjonalistami w swoim zawodzie, sprostać oczekiwaniom czytelników i współpracowników, a drugiej zaś − musieli podporządkowywać się odgórnym poleceniom, które otrzymywali z partii, od elit rządowych, redakcji i wydawcy. Zwykle te polecenia i żądania były sprzeczne ze sobą, a do tego w codziennej pracy musieli radzić sobie z problemami ówczesnych czasów, takimi jak reglamentacja papieru - wnioskuje Siezieniewska w swojej doktorskiej pracy co jest zbieżne z tym co zapisano w "Nierealnym Socjaliźmie".
Trzeba tu wskazać, że oprócz formalnego trybu zatrudniania dziennikarzy (przynależność do egzekutywy, dyspozycyjność) stosowano także nieformalne tryby doboru. Wynikało to z dużej ilości chętnych, a małej ilości stanowisk. Pierwszą zasadą nieformalnego wyboru było "oddanie sprawie towarzyszy". 10
Kto odnalazł się w tej rzeczywistości, kto lawirował i umiejętnie odnajdywał się w rzeczywistości PRL mógł dynamicznie piąć się po hierarchii dziennikarskiej. Korzyści jak podkreślają autorzy książki, były obopólne. W zamian za popieranie patrona klienci zyskali szanse na własny awans wraz z jego awansem. Patron zaś dzięki nim nieformalnie kontrolował szersze obszary działania, co umożliwiało mu utrzymanie się na obecnym stanowisku i ewentualny, kolejny skok w górę. Trzeba jednak pamiętać, że możliwości ciągnięcia w górę swych zaufanych zależały w massmediach od siły przebicia patrona w komórce KC zawiadującej ruchem kadry dziennikarskiej.
Złe stosunki Mieczysława Rakowskiego (redaktor naczelny tygodnika „Polityka") z tą instytucją powodowały np., że mimo kilkakrotnego zgłaszania przezeń swego sekretarza redakcji na stanowisko zastępcy, propozycje te nie uzyskały akceptacji Wydziału Prasy KC. Podobnie Maciej Szczepański nie miał w pierwszym okresie swego urzędowania na stanowisku przewodniczącego Radiokomitetu pełnej swobody doboru współpracowników. 11 Zdaniem Jane Curry polscy dziennikarze PRL-u często sprawiali wrażenie funkcjonowania wokół dwóch światów. Jest to dość łagodna wersja, odbiegająca od tego jak tamten czas widzą polscy historycy. Zdaniem Curry dziennikarze zachowali swój profesjonalny świat i zaakceptowali polityczne otoczenie. Trudno się pogodzić z taką wizją tego jak rzeczywiście to wyglądało zwłaszcza biorąc pod uwagę Stan Wojenny i wymianę całego środowiska np. radiowego na funkcjonariuszy, a nawet wojskowych.12
Odchodząc od ogółu przywołany zostaje także ranking najbardziej wpływowych dziennikarzy pod koniec lat 70. XX wieku.13 Znaleźli się w nim: Karol Małcużyński, Mieczysław Rakowski, Ryszard Kapuściński, Ryszard Wojna, Zygmunt Broniarek, Wiesław Górnicki, Jerzy Urban, Edmund Osmańczyk, Bartosz Janiszewski, Daniel Passent, Krzysztof Kąkolewski oraz Krzysztof Toeplitz.14 Ich charaktery, podejście do rzeczywistości politycznej i nie tylko została dokładnie opisana w książce badaczki. Dziennikarzy podzielono na dwie grupy (redaktorów i wydawców oraz elity dziennikarskiej).15
Autor. Przemysław Bohonos
Czytaj dalej tutaj.
[ZT]20414[/ZT]
[ZT]20407[/ZT]
[ZT]20397[/ZT]
Dzietność w Polsce na historycznym minimum. Analiza „Ka
Zapaść demograficzna, oprócz oczywiście stopniowego wysychania Gopła i niedoborów wody do produkcji rolnej to najważniejsze problemy naszej gminy. W 1990r. mieszkańców było niecałe 21 tys. w 2010r było nas około 20,1 tys. a teraz w powiecie inowrocławskim na jedną rodzinę przypada średnio 1 dziecko. Prosta zastępowalność pokoleń wynosi 2,1 dziecka na rodzinę. W chwili obecnej podaje się różne dane dotyczące ilości mieszkańców naszej gminy inaczej GUS jeszcze inaczej w powyższym artykule ( 17,6 tys. ), w deklaracjach wywozu odpadów nawet 14,45 tys. Patrząc na te dane to trzeba stwierdzić, że problem jest palący. Do 2010 roku to liczba mieszkańców była mniej więcej na stałym poziomie. Uważam, że był to w dużej mierze efekt budowy 4 bloków mieszkalnych po 50 mieszkań w każdym, o bardzo przyzwoitym wykonaniu jak na owe czasy. To pozwoliło zamieszkać około 800 lokatorom i z grubsza zaspokoiło potrzeby mieszkaniowe Kruszwicy. Od tego czasu upłynęło już upłynęło 15 lat a problem braku dostępnej finansowo podaży mieszkań stopniowo narastał i dużej mierze mamy to, co mamy, oczywiście są też inne przyczyny. Dlatego kolejny już raz proponuję spotkanie z włodarzami gminy w celu opracowania koncepcji przynajmniej zatrzymania tego negatywnego trendu, a może stopniowego odbudowania populacji Kruszwicy. W przeciwnym wypadku czeka nas stopniowa degradacja gospodarcza, edukacyjna, usługowa, handlowa itp. młodzi mieszkańcy będą masowo uciekać a, gmina będzie prawdziwym skansenem emerytów. Nie wolno tych problemów zbywać prostackim stwierdzeniem " ale podobnie jest w większości gmin w Polsce to co my możemy na to poradzić ". Na pewno kino, lodowisko, fontanny, ani inne zaplanowane na 2026r. inwestycje nie przybliżają nas nawet o krok do rozwiązania tych problemów .Podam tylko jeden przykład zaplanowano na przyszły rok 6 tys na przydomową retencję, czy to rozwiąże problem retencji w gminie? To są tylko pozorowane działania, nawet gdyby przez 100 lat w budżecie uchwalano podobną kwotę to nic to nie da. Zawsze jest tak w każdym wymiarze, że w firmie, rodzinie są problemy ważne, mniejszej wagi i najważniejsze, dlatego każdy rozsądny decydent powinien wybierać te najważniejsze, a nie drugorzędne jak brakuje gotówki. Nie do przyjęcia jest maniera niektórych włodarzy, że nikt poza nimi nie może wiedzieć w gminie co w gminie jest ważne i jak to rozwiązać. A już na całkowitą nonszalancję zasługuje bezmyślne stwierdzenie " przyjdzie czas będzie rada " bo to najczęściej kończy się katastrofą dla mieszkańców. Wystarczy popatrzeć na budżet 2026r przeznaczono 1,5 mln. na budowę nowego zaplecza sportowego, a sprzedano Hotelik za 1,3ml. do tego płaci się każdego roku za wynajem zaplecza w swoim kiedyś obiekcie.
Tadeusz Gawrysiak
00:09, 2025-12-29
Dzietność w Polsce na historycznym minimum. Analiza „Ka
Załóżmy, że rocznie będzie ubywać 250 osób, to przez 25 lat ubędzie minimum 7.500 osób. To oznacza, że w 2050 r. będzie nas w całej gminie 10.000 osób. Pod koniec lat 80 - tych XX w samo miasto Kruszwica zbliżało się do 10 tys. mieszkańców, a całej Gminie Kruszwica było ponad 20 tys. mieszkańców. Przez jakieś ok. 65 lat ubędzie nas 50%!... Wiele pustostanów...
Prorok
20:09, 2025-12-28
Kolejny sylwester bez zakazu fajerwerków
Choć rzadko coś odpalam ale jestem przeciwny takiemu zakazowi- nie same zwierzęta na tym świecie żyją- ludziom też od czasu do czasu należy się "spuszczenie z łańcucha"
Jestem przeciw
11:53, 2025-12-28
Komisja Budżetu i Rozwoju Gospodarczego z wnioskiem w s
Dokładnie. Szlabany, grodzenie domki na czarno. Za śmieci nie płacone za ścieki wcale a szambo z domków prosto do gopła, pomosty, ogrodzenia w wodzie, wszystko aby ominąć koszty i przepisy i nikt tego nie sprawdza. Dostęp do jeziora powinien być otwarty, dla ludzi a nie prywatne tereny, to samo przy tłuszczowej przystani od chodnika po stronie jeziora zagrodzone a to teren gminny i dostępny dla wszystkich a nie z napisem prywatny i samowolka.
Nnb
11:18, 2025-12-28