Jesteśmy cyfrowi. Klikamy, skanujemy, e-podpisujemy, a mimo to wciąż stoimy w kolejce w urzędzie, bo „system padł”. A kiedy system działa, to pada człowiek – ze śmiechu lub rozpaczy, zależnie od tego, ile mu jeszcze zostało do emerytury.
Logowanie do piekła – hasło: „123!Polska”
Dostałeś SMS z urzędu? Gratulacje – właśnie zostałeś cyfrowo wezwany do czegoś, co kiedyś załatwiało się w okienku przez pięć minut. Teraz potrzebujesz konta na profilu zaufanym, aplikacji mobilnej, certyfikatu bezpieczeństwa, kodu QR i PIN-u do aplikacji, którą zainstalowałeś rok temu, ale zapomniałeś jak działa.
Oczywiście, jeśli coś nie działa – to twoja wina. Bo przecież system jest nowoczesny! On nie może się mylić. To ty nie umiesz się zalogować. Może jesteś analogowy, może jesteś boomerem, może powinieneś pójść na kurs „e-obywatela”? (Oczywiście online. Oczywiście z wymaganym podpisem elektronicznym. Oczywiście płatny.)
Urzędnik 2.0 – czyli człowiek zbędny, ale wciąż decyduje
Państwo cyfrowe miało uprościć procedury i „odciążyć obywatela”. Tymczasem aplikacje tylko przeniosły biurokrację z marmurowego korytarza na ekran smartfona. Wciąż musisz wypełnić formularz, złożyć wniosek, czekać na decyzję, którą podejmuje człowiek, który… nie odebrał maila, bo „był na Teamsach”. Pójdziesz do ZUS to i tak będziesz musiał przynieść swoją dokumentację. Po co to wszystko?
I tu wchodzimy w najlepszy moment całej tej farsy: cyfryzacja nie zlikwidowała absurdów – ona je zdigitalizowała. Teraz zamiast głupiego wniosku masz głupi formularz online, zamiast kolejki w urzędzie – kolejkę mailową, a zamiast krzyku „następny!” – komunikat: „Błąd serwera 503”.
e-Złuda, e-Polska, e-Problem
Wmawia się nam, że cyfryzacja to krok w stronę lepszego państwa. Tylko że to państwo coraz bardziej przypomina symulację – jakby ktoś wgrał nam wersję beta demokracji, która co chwilę się crashuje. A najgorzej mają ci, którzy naprawdę potrzebują pomocy – starsi ludzie, osoby wykluczone cyfrowo, mieszkańcy prowincji. Dla nich „cyfryzacja usług publicznych” to jak wyciąg narciarski na Saharze – niby jest, ale po co?
Kultura pikseli i sztuka przekrętu
Przy okazji cyfryzacji państwa rozwinęła się nowa gałąź sztuki – sztuka udawania, że wszystko działa. W ministerstwach powstają raporty o „zadowoleniu użytkowników”, w reklamach widzimy uśmiechniętych obywateli z laptopami na tle parków, a w rzeczywistości pan Zdzisław z Nowego Miasta ma problemy z logowaniem, bo „konto zostało zablokowane z powodu nadmiernej aktywności”.
I w tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że państwo cyfrowe nadal potrzebuje ton papieru. „Wydrukuj i podpisz elektronicznie, a potem przynieś osobiście” – to nie żart, to standard.
Morał?
Zrobiliśmy państwo jak z katalogu Apple'a, tylko z funkcjonalnością kiosku Ruchu z 1987 roku. Nie masz aplikacji? Nie istniejesz. Masz aplikację? I tak się nie zalogujesz. Ale przynajmniej możesz się pocieszyć, że Polska jest nowoczesna. Przynajmniej według tej prezentacji na PowerPoincie, która właśnie zawiesiła ci komputer.
Więc siadasz w barze mlecznym. W kieszeni telefon, w dłoni paragon, a na ekranie: „Błąd połączenia ze zdrowym rozsądkiem”.
Cykl felietonów "Nie lubię poniedziałku"
Patryk "Bard" Kozakiewicz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu mojakruszwica.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz